piątek, 5 października 2018

Informacje

I zmów utknęłam. Ale nie martwcie się. Znów zaczną tu się dziać cuda wraz z przerwą świąteczną także do napisania ;)

niedziela, 12 sierpnia 2018

#35 Niewinna zabawa

Kovu spojrzał na niego z pogardą. Nie lubił gdy Toren kręcił się mu pod nogami. Tym bardziej gdy robił to pod jego jaskinią do której tak właściwie nie miał wstępu.
- a co ty tu na wszystkich przodków robisz? – zapytał najłagodniej jak tylko umiał – chyba wiesz że nie powinno ciebie tu być?
- tak… ja… - zaczął – ja wiem i właśnie… ja… - jąkał się – ja już sobie miałem iść –  Toren próbował jakoś wybrnąć z tej sytuacji – także jeśli można… to… to ja sobie już pójdę – wysilił się na uśmiech
Kovu spojrzał na niego jak na jakąś zwierzynę łowną. Ten dzieciak naprawdę działał mu na nerwy. Jednak o dziwo Kovu był w tak dobrym humorze że był bardziej łaskawy.
- najchętniej pozbyłbym się ciebie w tej chwili, ale – przerwał – masz dzisiaj szczęście i ci daruję, jednak na przyszłość – spojrzał na czerwonego groźnie – nie wchodź mi w paradę bo może się to dla ciebie nie najlepiej skończyć
Toren pokiwał głową na znak że rozumie. Po czym nie tracąc ani chwili wyminął króla i zaczął czym prędzej od niego się oddalać. Kovu spojrzał na niego ukradkiem by upewnić że lewek na pewno się oddalił. Gdy już to zrobił skierowała się do jaskini gdzie zastał Kiarę wraz z dziećmi i Huzuni. Wszyscy rozpaczali Kovu niezbyt ich rozumiał. W końcu co się stało to się stało i nikt ani nic tego nie zmieni. Uważał że rozpacz jest bez sensu, on sam nie uronił ani jednej łzy. Zresztą i tak w przeszłości wystarczająco dużo wycierpiał przez Simbę więc dlaczego jego śmierć miała by nim wzruszyć? Mimo wszystko nie był wstanie patrzeć na ten wszech ogarniający smutek.
- przykro mi – zaczął – jednak… - oczy zebranych zwróciły się w jego stronę – nie ważne jak bardzo byśmy nie rozpaczali to niczego nie zmieni – delikatnie się uśmiechnął – jak myślicie czy Simba był by szczęśliwy gdyby was teraz zobaczył w takim stanie?
Nikt nie wiedział co powiedzieć. Wszyscy z zebranych w jaskini wiedzieli że król ma rację, jednak zastosowanie się do jego słów nie było takie proste. Jak powiedzieć sercu nie płacz gdy straciło się ważną dla siebie osobę. To nie takie proste, rozum mówi jedno zaś serce drugie. Zazwyczaj wygrywa serce i uczucia którymi darzyło się daną osobę. Choćby nie wiem jak racjonalne były argumenty to i tak rozum jest za słaby w boju o odczucia. W jaskini zapanowała cisza. No może nie do końca bo co chwilę słychać było ciche pochlipywania któregoś z lwiątek. Po dłuższej chwili zachrypniętym głosem odezwała się Kiara.
- nie chcę aby dzieci cierpiały – spojrzała na lwiątka – jednak one straciły dziadka, ojca – spojrzała smutno – a ciebie nawet przy nich nie ma, nie chcę się kłócić – przerwała – nie teraz, ale wszyscy potrzebujemy twojego wsparcia. Wcale nie tak łatwo pogodzić się ze stratą
W tym momencie Kovu zrobił coś niesłychanego, oczywiście jak na niego. Podszedł do Kiary i ją przytulił. W pierwszej chwili królowa była zszokowana jednak kilka sekund później wtuliła się w męża. Stali tak już przez dłuższy moment nim Kovu się odezwał.
- wiem że dawno już tego nie robiliśmy ale… - uśmiechnął się delikatnie – chyba czas do tego wrócić – odsunął się od Kiary – chodźmy razem na obchód po sawannie. Tak jak kiedyś – wskazał łapą wyjście z jaskini – bez zmartwień i trosk
Lwiątka na tę propozycję od razu się ożywiły i momentalnie zaczęły biegać w około nóg króla. Kiara nie była zbytnia przekonana do tego pomysły, a na dodatek jeszcze wciąż była oszołomiona chwilową zmianą Kovu. Tak bardzo chciała by on był taki zawsze, a nie tylko w obliczu tragedii. Jednak nie miała zamiaru odmawiać tym bardziej iż wiedziała że coś takiego może się prędko nie powtórzyć. Postanowiła więc wyrazić swoją aprobatę, a na znak że zgadza się na ten pomysł pokiwała delikatnie głową. Gdy tylko to zrobiła cała szóstka nie czekając dłużej wyszła z jaskini i skierowała się ku zejściu z Lwiej Skały.
*
Tymczasem w innej części sawanny przebywała grupka nieco mniej wesołych niż zwykle, ale jednak wcale nie smutnych lwiątek. Wśród nich był niewyróżniający się zbytnio Mazuri. Lewek jak zawsze wolał stać na uboczu. Nie lubił się wyróżniać, a przynajmniej nie chciał być w centrum uwagi. Zawsze stał z boku i być może dlatego jeszcze nikomu nie zdążył się narazić. Tego jednak dnia postanowił wykorzystać nieobecność księcia i księżniczek by wreszcie się zabawić.
- co wy na to by pobawić się w berka – powiedział Mazuri ochoczo
- łał – zaśmiała się Shetani – ty mówisz? Doprawdy niezwykłe – musiała dodać swoje cztery grosze
Reszta lwiątek spojrzała się na nią dziwnie. Choć z drugiej strony jej zachowanie nie powinno ich już ani trochę dziwić w końcu szara do zawsze taka była.
- ty to jak coś powiesz Shetani – zaczął Malaiki – czasem mogłabyś naprawdę zamilknąć – lwica zawarczała na niego – ale naprawdę nie ma powodu się denerwować, nie chcę tak szybko wracać do Rafikiego
Lewek oczywiście ostatnie zdanie powiedział w żartach, ale i tak wywołało to niemałe zmieszanie na pyszczkach wszystkich lwiątek. Jakby nie było sprawa z poturbowaniem Malaikiego przez Savę wciąż nie ucichła, a lewek do tej pory nie podjął decyzji czy przebacza przyjacielowi. Lwiątka przez chwilę milczały, ale gdy partner Lenni wesoło się uśmiechnął znów się ożywiły. Pomysł Mazuriego naprawdę im się spodobał. Wesoło biegały i goniąc się wzajemnie w jednej chwili zapomniały o wszystkich troskach. W pewnym momencie Shetani potknęła się, a z jej łapy zaczęła płynąć krew.
- ałł – syknęła lwiczka – ktoś mi pomoże? – zawyła
- biegnę po Rafikiego – odparł Mazuri – zaraz wracam – szybko skierował się do drzewa pawiana
Od razu zaczął biec w obranym kierunku. Bardzo bał się o Shetani. Jego myśli zaprzątał fakt że przez jego pomysł lwiczka się zraniła i kto wie jakie to może mieć dla niej konsekwencje. Bo co jeśli już nigdy nie będzie mogła biegać, albo co gorsza chodzić? Choć te wizje wydawały mu się irracjonalne to nie mógł ich wykluczyć. W końcu po dłuższej chwili dotarł na miejsce. Oczywiście jak zawsze problemem okazało się dostanie do Rafikiego. Dla dorosłego lwa to była bułka z masłem, ale dla lwiątka nie lada wyczyn. Mazuri jednak wiedział że nieważne jak ale mu tam się dostać. Zaczął więc się wspinać, niestety nie miał zbytnio wprawy i szybo zsunął się z drzewa. Nie zamierzał się jednak poddawać. Więc zaczął jeszcze raz i znów się nie udało. Lewek próbował dalej i dalej i dalej aż w końcu narobił takiego hałasu że Rafiki sam wyjrzał co się dzieje.
- o Rafiki – zaczął Mazuri zwracając tym samym uwagę pawiana – Shetani potrzebuje pomocy
Rafiki spojrzał na lewka, pokręcił głową, wziął dwa wdechy po czym zmierzył go wzrokiem i dopiero się odezwał – co się stało?
- bawiliśmy się, a ona się potknęła – zaczął – i z jej łapy zaczęła lecieć krew, nie wiem co się stało
Rafiki na chwilę się zamyślił – poczekaj tu chwilę – odparł, po czym wrócił na swoje drzewo
Nie było go już dłuższą chwilę, a Mazuri zaczął się już niecierpliwić w końcu nadal nie wiedział co z Shetani. Gdy już bardzo zniecierpliwiony miał zacząć wspinać się na drzewo Rafikiego, pawian wyszedł i za pomocą jednego skoku pojawił się przy lewku.

- prowadź – odparł Pawian który teraz taszczył ze sobą jakieś specyfiki. Lewek szybkim krokiem zaczął iść w kierunku miejsca gdzie wcześniej razem z innymi wesoło bawił się w berka. Droga powrotna zajęła mu więcej czasu ponieważ Rafiki poruszał się bardzo wolno, co irytowało białego. Nie chciał jednak zwracać mu uwagi, życie wystarczająco dobrze nauczyło go że czasem warto milczeć. Kiedy w końcu dotarli na miejsce lewek zauważył że Shetani nie ruszyła się z miejsca w którym ją zostawił, ale była wyraźnie poirytowana. Za to pozostali, a szczególnie Malaiki wydawali się być w naprawdę dobrych humorach na dodatek Mazuri był pewny że się z czegoś śmiali, a raczej z kogoś. Jak się domyślił sytuacja w której znalazła się Shetani była dobrym powodem do drwin kierowanych pod jej adresem. Jednak gdy pojawił się Rafiki całe towarzystwo jakby odrobinę się opanowało. Pawian podszedł do lwicy po czym pokiwał w głową w charakterystyczny dla siebie sposób następnie obejrzał jej łapę po czym opatrzył za pomocą tego co przyniósł. Jak się okazało było to tylko niegroźne zadrapanie czyli nic co by nie wygoiło by się w najbliższym czasie. Po skończeniu swojego zadania Rafiki postanowił wrócić do swoich wcześniejszych zadań więc w ciągu kilku chwil zniknął lwiątkom z oczu. Shetani zaś była wielce obrażona, a Mazuri nadal nie wiedział o co, więc opuściła swoje dotychczasowe towarzystwo i skierowała się w tylko sobie znanym kierunku. Biały również jakby stracił ochotę na zabawę więc postanowił trochę pozwiedzać Lwia Ziemię. Zazwyczaj tego nie robił, ale sporadycznie zdarzało mu się mieć ochotę na samotną przechadzkę. Nie zwracając więc uwagi na pozostałe lwiątka ruszył prosto prze siebie. Szedł bardzo wolno jakby na cos oczekiwał poza tym rozglądał się dookoła starając zapamiętać każdy szczegół miejsca w którym akurat był. Nie było to nic niezwykłego. Polana porośnięta trawą w oddali kilka drzew i tyle, nic niezwykłego czy też ciekawego. Nagle jednak tuż obok niego mignął jakiś cień. Zdarzył się to jednak tak szybko że Mazuri nie był w stanie określić co to było. Nie przejął się jednak tym jakoś bardzo myśląc że zapewne była to surykatka czy cos takiego więc po prostu wrócił do swojej bezcelowej wędrówki.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) 

niedziela, 5 sierpnia 2018

#34 Oblicze śmierci i miłości

Simba, a raczej jego ciało leżało bezwładnie u podnóża Lwiej Skały. Widok był straszny, nie minęła chwila, gdy na miejsce tragedii zbiegło się całe stado. No może nie do końca całe gdyż nie wszyscy znajdowali się akurat w tym czasie na Lwiej Skale. Jednak ci, którzy akurat byli niedaleko miejsca wypadku zwabieni ciekawością i strachem zjawili się niemal natychmiast. Jednak chyba nikt nie spodziewał się zastać takiego widoku. Wokół zaczęło się robić zamieszanie. Naprawdę ciężko było uwierzyć, że były król, który pomimo upływu lat wciąż był w bardzo dobrej kondycji fizycznej mógł już być po drugiej stronie. Nawet, pomimo iż każdy wiedział, że po śmierci Nali był emocjonalnie rozchwiany i kiedyś nastąpi dzień, gdy Simba odejdzie, ale nikomu by przez myśl nie przeszło, że nadejdzie ona tak szybko. Nagle wśród zebranych zjawił się Kovu, który o dziwo nie przybył od razu na miejsce, choć znajdował się niedaleko. Na jego widok wszyscy zgromadzeni zamilkli, a niektórzy rozstąpili się by król mógł przejść. Gdy podszedł do ciała byłego króla delikatnie się uśmiechnął i po czym wyszeptał „hakuna kitu kinanisimama”. Powiedział to jednak na tyle cicho by nikt z zebranych go nie usłyszał. Po chwili podszedł do zrozpaczonej Kiary, która momentalnie wtuliła się w lwa. Tak bardzo go teraz potrzebowała. Nie mogła jednak zapominać, że nie są już nastolatkami, którzy byli gotowi na największe poświęcenie, aby tylko być razem. Królowa doskonale pamiętała czasy, gdy Kovu musiał walczyć o uznanie Simby, czasy, w których musiał udowadniać, że nie jest zły. Właśnie, że nie jest zły, jednak czy cos się zmieniło? Wydawać by się mogło, że zmieniło się wszystko jak i nic, ale to było zbyt skomplikowane. Kiarę z zamyślenia wyrwał głos Rafikiego.
- tak mi przykro - powiedział pawian – chyba nikt się nie spodziewał śmierci Simby, a na pewno nie tak szybko – spojrzał na władców smutno – wiem, że to trudne dla nas wszystkich, ale… - zrobił krótką pauzę – należy jak najszybciej zająć się pochówkiem
Kiara odsunęła się od Kovu i spojrzała na Rafikiego. Wyglądała, co najmniej źle. Cała zapłakana z podkrążonymi oczami, które ewidentnie miała już wcześniej, ale teraz łzy bardzo ten szczegół uwydatniły. Wzięła głęboki wdech, po czym chłodnym tonem, którego nigdy dotychczas nie używała, odparła.
- Rafiki proszę – znów wzięła głęboki wdech – zajmij się tym, ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego – przerwała na chwilę – najlepiej jakbyś zrobił to, czym prędzej, a co do was – spojrzała na zebranych – to proszę was o powrót do swoich zajęć, śmierć mojego ojca – przełknęła głośno ślinę – to nie widowisko
Po swojej wypowiedzi królowa skierowała się z powrotem na Lwią Skałę, a tuż za nią podążyła większość stada. Kovu też nie zamierzał zostawać w tamtym miejscu i tak dla odmiany od tego, co robił zazwyczaj pójść sprawdzić jakaś granicę. Nie wiedział jednak, do której konkretnie miałby ochotę pójść, więc stwierdził ze sprawdzi pierwszą, do której dojdzie.
*
W zupełnie innej części sawanny pod jakimś drzewem siedziała Rumia. Jeszcze nie wiedziała, co się stało pod Lwią Skałą, ale mimo wszystko lwiczka była przygnębiona. Już od dłuższego czasu była zauroczona w pewnym lewku. Niby nic niezwykłego w końcu przecież prawie każde lwiątko przez to przechodzi. Jednak problemem było nie samo uczucie, ale to, kogo nim obdarowała. Rumia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż nigdy nie była i nie będzie ulubienicą ojca, choć nie wiem jak by się starała. Poza tym lepiej niż inni wiedziała, że król nie darzy sympatią Torena, który przecież był jaj tak bardzo bliski. Bardzo chciałaby to się zmieniło jednak niestety nie miała na to żadnego wpływu. Ubolewała nad faktem, że nie może nic zrobić by ojciec zaakceptował jej wybór. Lwiczka była pewna, że do końca życia pragnie być tylko z Torenem. Widziała jednak, że Kovu nigdy się na to nie zgodzi poza tym wciąż nie była pewna, jakimi uczuciami darzy ją czerwony. W końcu jak by nie patrzeć nie byli sobie tak bardzo bliscy, a przynajmniej tak jej się wydawało. Były momenty, że nawet chciała z nim o tym porozmawiać, jednak nigdy nie starczyło jej na tyle odwagi by to zrobić. Przygnębiał ją jednak fakt, że i tak nie ważne czy Toren czół to samo do niej, co ona do niego, bo i tak zawsze na jej drodze będzie stał ojciec. W jednej chwili pragnęła tylko czerwonego zaś w drugiej nie miał on żadnego znaczenia gdyż przed oczami miała Kovu. Rumia była w totalnej rozsypce, nie wiedziała, co zrobić. Miała wrażenie jakby, kto umieścił ją w jakimś koszmarze. Przez pewien czas próbowała znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Obecnie była na etapie unikania czerwonego jak ognia jednak ku niepocieszeniu różowej jej uczucia do Torena wcale nie słabły. Można powiedzieć, że z dnia na dzień rosły. Rumia nie wiedziała, co zrobić, ale przecież, od czego są znajomi jak nie od udzielania genialnych rad. Nie tak dawno różowa poprosiła o pomoc Shetani. Oczywiście tak jak zawsze lwiczka udzieliła genialnej rady, sama tak przynajmniej uważała. Powiedziała Rumii, że nie widzi rozwiązania tej sytuacji i różowa albo się z tym pogodzi lub jest też inna opcja, bo przecież zawsze różowa może skoczyć z czubka Lwiej Skały. Pomimo iż takie rozwiązania wydawało się Rumii niezmiernie głupie to teraz młoda poważnie się zastanawiała czy aby to nie było najlepsze wyjście. Zapewne przesiedziałaby tak jeszcze długo gdyby nagle tuż obok niej nie zjawił się Kalemin.
- och księżniczko tu jesteś – powiedział zdyszany lis – wszędzie cię szukałem – przerwałby złapać oddech - musisz wrócić na Lwią Skałę i to w tej chwili
Rumia była zdziwiona tym, że tak nagle ma pojawić się na Lwiej Skale. W jej mniemaniu był to zwykły dzień, podczas którego nikogo nie obchodziło, co się z nią działo, a tu proszę tak niespodzianka. Rumia szybko kiwnęła łebkiem na znak, że zrozumiała, po czym razem z lisem ruszyła biegiem w obranym wcześniej kierunku. Na szczęście miejsce jej dotychczasowego pobytu nie było bardzo daleko, więc po kilku chwilach byli już na miejscu. Rumia nie mogła nie zauważyć przygnębienia, jakie panowało wokoło i dopiero teraz zaczęła się bać. Szybko pobiegła do głównej jaskini gdzie było jej rodzeństwo, matka oraz Huzuni. Wszyscy płakali, co jeszcze bardziej napawało ją niepewnością dodatkowo nigdzie nie widziała Kovu i przez moment zaczęła się martwić, że to właśnie jemu się cos stało. Co prawda jakby jej ojca już nie było połowa jej problemu nagle znikła, ale naprawdę nie chciałby cos mu się stało. Może on jej nie kochał, ale ona jego tak w końcu przecież był jej ojcem. Nie mogąc dłużej znieść tej nie wiedzy, więc w końcu postanowiła zwrócić na siebie uwagę.
- mamo… - zaczęła niepewnie – co się stało? – Po chwili Kiara spojrzała w jej kierunku – co się dzieje? Dlaczego wszyscy płaczą? – Dopytywała – proszę odpowiedz
Kiara spojrzała na córkę ze smutkiem w oczach. Nie chciała jej tego mówić, jednak wiedział, że musi. Nie może przecież tego przed nią ukrywać, bo i tak wcześniej czy później lwiczka się dowie. Po dłuższej chwili królowa w końcu zebrała się w sobie by odpowiedzieć.
- nie wiem jak to się stało – zaczęła niepewnie – ale… - do jej oczu znów napłynęły łzy – dziadek nie żyje – powiedziała w końcu
Dla Rumii te słowa były jak strzał w potylicę. Pod lwiczka momentalnie ugięły się nogi. Po chwili różowa leżała na ziemi i zanosiła się szlochem. To, co usłyszała do reszty nią wstrząsnęło. Jednak chyba najbardziej bolało ją to, że ostatnio bardzo unikała dziadka i nawet nie zdążyła się z nim pożegnać. Tak bardzo chciała cofnąć czas, chciała, ale nie mogła. Teraz miała kolejny powód, dla którego warto posłuchać rady.

Tym czasem do jaskini ukradkiem zaglądał Toren. Bardzo chciał jakoś pomóc Rumii. Niestety po pierwsze nie mógł, bo mogłoby się to dla niego źle skończyć, a po drugie nawet jakby było mu dane pomóc lwiczce poczuć się lepiej to i tak nie wiedziałby jak. Gdy patrzył na jej rozpacz jego serce rozpadało się na milion kawałeczków, tak bardzo chciałby była szczęśliwa. Była jego pierwszą przyjaciółką, a teraz jeszcze na dodatek była dla niego kimś więcej. Była jego sensem życia, choć wiedział, że to jednostronne uczucie to jednak nie chciał go tłumić. Poza tym zapewne nawet jakby chciał to i tak by mu się nie udało. Rumia była dla niego nieosiągalna, na drodze do niej stał Kovu, a nawet gdyby nie stał to i tak lwiczka zapewne by go nie chciała. Ona była księżniczką, a on… On był nikim. Bo kim może być syn zdrajcy? Uważał, że nie zasługuje na kogoś tak wspaniałego jak Rumia, ale mimo wszystko chciał się o nią troszczyć. Zawsze, gdy patrzył na różową podzielał jej emocje. Gdy była szczęśliwa i on był szczęśliwy, podobnie było jak była smutna czy zła. Taki to był urok tego dziwnego uczucia, którym ją darzył i nic nie mogło tego zmienić. Wątpił, że jeszcze, kiedy uda mu się czuć cos tak silnego do kogoś innego niż Rumia. Po dłuższej chwili namysłu postanowił wrócić do swoich zajęć w końcu i tak jego obecność tutaj była zbędna. Ostrożnie zaczął się wycofywać by odejść jak najdalej od jaskinie nie robiąc przy tym hałasu. Jednak, gdy zrobił kilka kroków stanął tuż przed swoim najgorszym koszmarem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kto płacze tak samo jak ja? Mam nadzieję że się podobało :) Szczerze to bardzo źle pisało mi się te notatkę kilkanaście razy zmieniałam wszystko, dodawałam usuwałam. Jakos nie pisze mi się najlepiej takich scen, no ale jest, napisałam. No to nie pozostaje nic jak tylko "Do następnego"
Pozdrawiam 

niedziela, 29 lipca 2018

#33. Zło zakrada się do serca

Od wizyty lwiątek na złej ziemi minęło już trochę czasu. Na szczęście dla nich ta wyprawa przeszła niezauważona. No cóż lwiątka miały wiele szczęścia, że nie natchnęły się na nikogo niepowołanego. W końcu samotnie wędrujące lwiątka na obcym terenie łatwo mogłyby paść ofiarą takich stworzeń jak na przykład hieny lub istniała też ewentualność ze, kto chciałby je wykorzystać do zawładnięcia Lwią Ziemią, a takie lwy mogły być wszędzie. Jednak nic się nie stało. Niestety nie wszystkie lwiątka to doceniały. Savie ewidentnie brakowało wrażeń. Jednak od kont dowiedział się, że jego przyjaciel przeżyje starał się nie robić nic głupiego i o dziwo wcale nie szło mu tak najgorzej. Do tej pory jeszcze nikogo nie ogłuszył, więc był duży postęp. Szkoda tylko, że takiego postępu nie było w jego sercu, które ciągle pragnęło zemsty. Wiedział jednak, że musi być jak najlepszy by Malaiki zdecydował, że to on nadaje się na króla, a nie jego siostra. Liczył na rozsądek Malaikiego. Na początku podejrzewał, że lewek podejmie decyzję od razu, ale skoro ten tego nie zrobił to Sava uznał, że nadal ma szansę na tron. Uważał, że to najwspanialsza rzecz na świecie, po prostu być następcą. Nie musieć zabijać rodzeństwa tylko po to by dostać koronę tylko po prostu ją mieć od zawsze. Ciężko mu było się przystosować, ale wiedział, że musi. W końcu jak by nie patrzeć cel uświęca środki. Chorensja wróciła na Lwią Skałę, pomimo iż nie była do końca sprawna. Miała duże problemy z chodzeniem, a szczególny problem sprawiały jej tylnie łapy. Mała była jednak dzielna i z drobnymi problemami, ale jednak poruszała się po Lwiej Skale. Niestety była na tyle nie sprawna, że nie mogła jej opuszczać by bawić się z innymi lwiątkami. Malaiki był już w pełni zdrowy i całkowicie oddał się życiu, jakie prowadziły inne lwiątka. Jednak bacznie obserwował zachowanie Savy. Zdarzało mu się również obserwować ukochaną tylko po to by stwierdzić, które z rodzeństwa bardziej nadaje się na władcę. Jednak nadal nie umiał podjąć decyzji.
Podczas gdy lwiątka żyły swoim życiem i swoimi sprawami Kovu miał, co innego na głowie, a może raczej, kogo innego już od dawna nie obchodziły go sprawy królestwa. Tym zajmowała się Kiara. Kovu pochłonięty był długimi rozmyślaniami na odnośnie tego jak wychować idealnego władcę oraz jak bardziej zbliżyć się do lwic. Wiedział, że jako król ma autorytet i żadna mu się nie sprzeciwi, nie chciał jednak im mimo wszystko niczego narzucać. Uważał, że ciekawsza zabawa jest, gdy same ulegają jego wdziękom. Teraz na oku miał drobną i wyjątkowo grzeczna lwicę. Była nią Alra, dokładnie ta lwica, która opiekowała się Torenem. Chciał się do niej zbliżyć, choć sam nie wiedział, dlaczego. Zazwyczaj trzymał się od takich lwic z daleka, a tu proszę taka niespodzianka. Jakoś chwilę temu wysłał po nią Kalemina, więc teraz czekał na jej przybycie i szczerze niecierpliwił się. Na szczęście lwica nie kazała mu na siebie długo czekać.
- Panie wzywałeś mnie – powiedziała na dzień dobry – Kalemin poinformował mnie przed chwilą, przepraszam, że musiałeś czekać
- Tak, wzywałem – odparł – chciałbym z tobą porozmawiać, ale może nie tutaj – rozejrzał się po jaskini – może przespacerujemy się i na spokojnie porozmawiamy
Lwica skinęła i niemal od razu podążyła za królem, który szybko ruszył w kierunku zejścia z Lwiej Skały. Tego zejścia, które jest utrapieniem dla młodych lwiątek. Na szczęście dorosłym lwom i lwicom nie sprawia żadnego problemu. Król Kovu podążył prosto przed siebie nie kierując się w żadne konkretne miejsce, zaś Alra podążyła tuż za nim. Chwile szli w ciszy jednak nie trwała ona długo.
- Alra powiedz mi proszę – zaczął Kovu – jak to jest ze uroda zawsze idzie w parze z inteligencja – Alra spojrzała na niego zaskoczona – proszę odpowiedz, uważam, że lwica obdarzona właśnie tymi cechami doskonale będzie wiedziała, dlaczego tak właśnie jest
- Wasza Wysokość dziękuję za komplement, a naprawdę nie rozumiem, o co chodzi – odparła nieśmiało, – ale oczywiście, jeśli Król chce znać moje zdanie – zaczęła – to uważam, iż te cechy nie zawsze idą ze sobą w parze
- Doprawdy zaskakujesz mnie moja droga Alro – udał zdziwionego – jesteś jeszcze mądrzejsza niż myślałem w takim razie – uśmiechnął się chytrze – powiedz mi, co o mnie sądzisz, ale proszę cię byś była szczera. Zniosę wszystko co powiesz, nawet jeśli to będzie sama krytyka, więc proszę nie krępuj się
- Ja naprawdę nie rozumiem, ale – zaczęła nieśmiało – wiedz Królu, iż naprawdę cię cenię, tak samo jak każdy twój poddany, ciężko mi porównywać cię do innych władców gdyż na ogół tego nie robię – zrobiła krótką pauzę – jednak bez problemu mogę powiedzieć, że jesteś wielkim i potężnym królem, choć odrobinę martwię się o Królową chodzi jakoś zmartwiona ostatnimi czasy
- Dziękuję ci za twoją szczerość – przerwał – jeśli chodzi o Kiarę to nie ma, co się nią przejmować – spojrzał na lwicę – nic jej nie będzie, jednak, co do ciebie to nie chciałabyś może mi częściej towarzyszyć – delikatnie się uśmiechnął – twoje towarzystwo daje mi dużo radości
- Och Wasza Wysokość naprawdę nie wiem – przerwała – muszę to przemyśleć, więc jeśli Król pozwoli to ja już wrócę do swoich obowiązków
Kovu skinął lwicy na zgodę zaś sam postanowił kontynuować bezcelowy spacer, jakoś nie miał ochoty wracać na Lwią Skałę i wysłuchiwać narzekań Kiary. Naprawdę nie lubił jak Kira robiła mu wypominki, że nic nie robi i wszystko zostawia na jej głowie, ale w sumie to nie powinna się czepiać, bo to w końcu ona jest dzieckiem Simby nie on. Królowa jednak najwyraźniej lubiła sobie ponarzekać, a Król nic sobie z tego nie robił, bo niby, dlaczego miałby się przejmować jej gadaniem? On miał swoje sprawy, a Kiara według niego nie powinna się w to mieszać tylko należycie zająć królestwem. W końcu jak by nie patrzeć, podczas gdy ona robi mu wypominki traci cenny czas, który mogłaby poświęcić na cos innego.
*
W jednej z mniejszych jaskiń na Lwiej Skale odpoczywał zmęczony patrolowaniem granicy ze Złą Ziemią Kopa. Sam się sobie dziwił, że do tej pory to wciąż robi.  Doskonale wiedział co się dziele, zdawał sobie lepiej niż nikt inny sprawę z tego, że Kovu jako król nie robi nic. Miał naprawdę szczerą ochotę się go pozbyć jednak uważał, że to jeszcze nie jest dobry moment. Gdy tak siedział pogrążony w ciszy do jaskini weszła Vitani. Lwica jak zawsze emanowała energią. Jednak, gdy tylko spojrzała na ukochanego cały jej entuzjazm jakby gdzieś prysł.
- Co się stało – zapytała – siedzisz tutaj taki zmartwiony, pomału zaczynam się o ciebie martwić
- Och Vit – spojrzał na lwicę – naprawdę nie ma się czy martwić, jestem po prostu trochę zmęczony – uśmiechnął się do niej – zobaczysz trochę odpocznę i moja mimika od razu zacznie wyrażać, co innego. Naprawdę martwisz się bez powodu
Lwica jakoś niezbyt miała ochotę mu wierzyć jednak pokiwała tylko głową. Jakoś nie bardzo miała ochotę drążyć temat. Poza tym wiedziała że nawet jeśli by chciała to i tak niczego z Kopy nie wyciągnie. On już taki był i już. Nic nie mogła na to poradzić, więc pozostało jej tylko zaakceptować go takim jakim jest.
- No dobrze – odezwała się po chwili Vitani – to chodź – wskazała na wyjście z jaskini – niedawno wraz z innymi lwicami wróciłam z polowania, udało się dziś upolować dwie antylopy i zebrę
Kopa jak usłyszał o zebrze od razu się oblizał. Od bardzo dawna jej nie jadł, a musiał przyznać że naprawdę ją lubił. Nie czekając więc dłużej wyszedł z jaskini tuż za Vitani. Momentalnie skierował się do miejsca gdzie znajdowała się zdobycz. Na miejscu oprócz kilku lwic była już Kiara, Kovu i kilka lwiątek w tym ukochany podopieczny Vitani. Jak on szczerze nie lubił tego lwiątka. Nie wiedział co go tak od niego odpycha, ale to coś bardzo na niego działało. Przez pewien czas nawet próbował się przekonać do lwiątka, ale jakoś nie był w stanie. Nie czekając zbyt długo Kopa zbliżył się do zdobyczy, oczywiście najpierw przywitał się z Królem i Królową co z tego że była jego siostrą i tak wypadało to zrobić. Gdy już część powiedzmy oficjalną miał za sobą zabrał się za konsumowanie posiłku. Udało mu się złapać porządną część podudzia zebry. Był z tego bardzo zadowolony, a ten posiłek bez mała mógłby uznać prawdziwą ucztą, może nie czymś bardzo wielkim, ale jednak. Dopiero teraz, pierwszy raz od bardzo dawna się uśmiechnął, co nie uszło uwadze Kiary.
- Co tam bracie – zaśmiała się – do zebry to się uśmiechasz a do mnie to już nie – znów się zaśmiała – nieładnie braciszku, bardzo nie ładnie
- Och wybacz – zaczął – ale najwidoczniej zebra ma lepszy dar przekonywania od ciebie, ale tak poza tym – zrobił krótką pauzę – to miło popatrzeć jak i ty się śmiejesz, nie często ostatnio to się zdarza
- No cóż – zaczęła – może i nie często, ale zdarza, poza tym wiesz ile teraz mam na głowie – lew pokiwał na znak aprobaty – a teraz wybacz bracie ale muszę uciekać do swoich spraw

Kiara szybo odeszła zostawiając Kope w towarzystwie lwic które jeszcze nie skończyły swojego posiłku. Co prawda Kopie poprawił się na moment humor, jednak to nie zmieniło faktu iż był czujny i tylko czekał na odpowiedni moment by sięgnąć po koronę. W chwili gdy miał się już oddalić nagle usłyszał huk. Szybko pobiegł w kierunku z którego on dochodził, jednak to co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) Jak pewnie zauważyliście mój styl pisania podczas mojej nieobecności uległ drastycznej zmianie, mam jednak nadzieję że podobnie jak ja uważacie że jest lepiej. Zachęcam do zostawienie opinii i podzielenia się przemyśleniami. Dobra nie rozpisuję się tylko piszę dalej
Pozdrawiam

niedziela, 22 lipca 2018

#32 Chwila ciszy

Zła ziemia tak bardzo przyciągała lwiątka. Nikt nie wiedział, co miała w sobie, ale to może przez tą aurę tajemniczości? Przez wszystkich uczestników tej nieodpowiedzialnej wycieczki przeszedł dreszcz ekscytacji, a stało się to w monecie, gdy przekroczyli kładkę.
- Naprzód przygodo! – Krzyknął Sava, po czym skierował się prosto przed siebie, niezbyt go nawet interesowało czy reszta podąża za nim.
Na szczęście, a może i nie do końca na szczęście pozostałe lwiątka miały trochę więcej w głowie od księcia i postanowiły się nie rozdzielać.  Tak już szli przez dłuższy czas. Jednak nic się takiego nie działo, mijali skały, skały, więcej skał, uschnięte rośliny, więcej uschniętych roślin i nic więcej. Savę zaczęło to już irytować, ponieważ liczył, że znajdzie tu cos ciekawego, a na jego nieszczęście nic takiego tu nie było. Nie chciała się jednak poddać i przyznać, że wyprawa w to miejsce nie miała najmniejszego sensu, bo w końcu jakże on mógłby popełnić błąd. On taki nieomylny. Do tej pory wszyscy byli cicho jednak i pozostałym pomału kończyła się cierpliwość. W końcu Huzuni przerwała ten bezsensowny marsz.
- Sava! Sava stój! - Lewek gwałtownie się odwrócił – gdzie ty nas ciągniesz? Po drodze nie widzieliśmy nic oprócz skał i martwych drzew i szczerze to wątpię by dalej było cos bardziej interesującego
Lewek wydawał się bardzo urażony wypowiedzą cioci. W końcu przecież uraziła jego dumę, a to jest niewybaczalne, gdyby tylko był już królem. Ale nie jest i nie wiadomo czy kiedykolwiek nim zostanie. Według niego to jest obraza jego osoby jednak, co on mógł z tym zrobić? Nic.
- Wiem, co robię – odezwał się po chwili ciszy – poza tym nikt przecież nie kazał ci tu ze mną przychodzić – ostatnie słowa wypowiedział niemal warcząc
- O nie mój drogi! Przesadzasz! – Warknęła – przyszłam tu z wami, bo TY jesteś nieodpowiedzialny i nie można cię na odejść krok byś nie zrobił czegoś głupiego
Już od dawna Sava nie był tak wściekły. Co ona sobie niby myśli żeby mówić do niego w ten sposób. Jak tylko zostanie królem to wszyscy pożałują tej swojej ignorancji względem niego. Bo przecież Kovu nie mógłby podjąć innej decyzji. On i tylko on nadaje się do tej roli, tak przynajmniej mu się wydawało.
- Jak śmiesz! – Warczał – Nie masz prawa tak…
- Ona ma rację – przerwała mu Rumia – naprawdę źle się zachowujesz
Gdy wszystkie oczy zwróciły się w kierunku lwiczki ta nieśmiało się skuliła. Każdy, no prawie każdy stał w tej dyskusji po stornie, po której stała księżniczka oraz Huzuni. Lwiątka naprawdę miały już dość bezsensownej wędrówki. Książę musiał ustąpić i jakoś sobie poradzić z nadszarpniętą dumą. Choć w myślach już planował zemstę jego słowa wyrażały skruchę. No może nie do końca skruchę, ale jednak był to akt poddania się.
- Widzę, że nie mam wyjścia – odparł zrezygnowany – dobrze, wracamy
Wszyscy, no może poza Shetani, która liczyła na rozlew krwi albo przynajmniej jakąś morderczą akcję, byli zadowoleni z tego, iż nareszcie wrócą z tej bezsensownej wędrówki, w którą z własnej woli się wpakowali. W drodze powrotnej na Lwią Ziemię wszyscy bardzo się ożywili. Rozmową nie było końca.
*
Tym czasem na lwiej ziemi Toren siedział pod drzewem i rozmyślał. Zastanawiał się, co zrobić by w końcu wkupić się w łaski króla Kovu. Wiedział, że dotąd dopóki jest młody niektóre sprawy mogą pozostać niezauważone. Co się jednak stanie, gdy dorośnie. Nie wiedział czy któregoś dnia nie zostanie zabity ot tak, bo król stwierdzi, że złamał jakieś prawo, o którym nikt nie miał pojęcia. Jednak im dłużej lewek myślał ty bardziej zdawał sobie sprawę, że to bezsensowne. Przecież, co by nie zrobił i tak będzie tym złym. Nie ważne, że on nic nie zrobił, jak widać dla niektórych liczy się to czyim jest się dzieckiem zamiast tego, jakim ktoś jest. Przykre, lecz niestety prawdziwe. Toren doskonale zdał sobie z tego sprawę, jednak wciąż się łudził, że uda mu się cos z tym zrobić. Zastanawiał się nawet czy nie spróbować dogadać się z Savą, jednak szybko zmienił zdanie po tym, co się stało Malaikiemu. Siedział tak już dość długo, gdy nagle usłyszał jakiś szelest. Postanowił się nie ruszać z miejsca i wciąż nasłuchiwać. Nie minęło kilka sekund, gdy okazał się któż to taki jest sprawcą tego hałasu. By ta nikt inny jak księżniczka Lennia. Czerwony odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że to ona. Jednak zdziwił go fakt, iż lwiczka była wyjątkowo szczęśliwa.
- Cóż się takiego stało – zagadał nieśmiało – cała promieniejesz
- Jestem taka szczęśliwa – pisnęła – jak zapewne wiesz była u Rafikiego – Toren pokiwał głową – poszłam sprawdzić, co z Malaikim zresztą jak zawsze, odkąd, odkąd… zresztą sam wiesz odkąd – lewek znów pokiwał głową – nastawiłam się, że znów zastanę go nieprzytomnego, bo niby, co takiego miałoby się nagle wydarzyć – lwiczka ekscytowała się coraz bardziej z każdym słowem – ja tam zachodzę i wyobraź sobie widzę Malaikiego, który stoi o własnych łapach – Toren wytrzeszczył oczy – ocknął się! Dzisiaj się ocknął! – Krzyczała lwiczka – jestem taka szczęśliwa! Co prawda jeszcze musi zostać u Rafikiego, ale się ocknął, czyli jest już dobrze – piszczała
W tym momencie Torenowi cos przyszło do głowy. Skoro lwiczka mu to powiedziała to nie może być do niego negatywnie nastawiona. Pozostało, więc namówić Malaikiego by to ją wskazał, jako następcę. Wiedział jednak, że to nie będzie takie łatwe, poza tym, jeśli wyszłoby na jaw, że mieszał w tym łapy mogłoby być z nim źle. Dlatego musiał to jeszcze przemyśleć, jednak teraz nie pozostało mu nic innego jak cieszyć się, że w najbliższym czasie nie będzie pogrzebu, a przynajmniej żadnego na ten moment planowanego. Bo faktem, iż nie jeden lew czy lwica spisał już Malaikiego na pewną śmierć, a tu taka niespodzianka.
- Chodź – nagle z zamyślenia wyrwała go Lennia – trzeba mojego ojca poinformować – piszczała zadowolona
- Ale – zaczął czerwony – przecież, ja…
- No cicho już – delikatnie pchnęła lewka – nie gadaj tylko chodź
Toren nie dyskutował już więcej z księżniczką tyko posłusznie skierował się za księżniczką w kierunku Lwiej Skały. Nie wiedział jak ta sytuacja wpłynie na jego wizerunek w oczach Kovu, jednak czy cos złego mogłoby się stać? Poza tym myśli cały czas mu zajmowała postawa księżniczki. Naprawdę nie miał pojęcia, co powinien o niej myśleć. Możliwe było, że księżniczka uznała, że nie jest on nikim złym, no ale cóż, kto wie jak było naprawdę. Myśli tak pochłonęły Torena, że nim się spostrzegł był już na Lwiej Skale dosłownie parę metrów od króla. Lennia radośnie podeszła do ojca. Radość tak bardzo rysowała się na jej pyszczku, że Kovu spojrzał na nią jak poparzony.
- Tato, tatusiu! – Wykrzyczała radośnie – wiesz co się stało? Na pewno wiesz! No zgadnij co się stało! – Piszczała – już dawno nie byłam taka szczęśliwa – aż zaczęła podskakiwać w miejscu – no jak myślisz? Nareszcie mamy powód do świętowania!
Król spojrzał na córkę poważnie. Domyślał się, o co mogło chodzić jednak nie uważał tego za tak świetną nowinę, a przynajmniej, że aż tak bardzo jak Lennia. Miał teraz wiele na głowie, naprawdę dużo się ostatnio działo, o czym oczywiście lwiątka nie miały pojęcia. Postanowił jednak, że nie zaszkodzi mu jak spróbuje poudawać dobrego ojca. W końcu, co mu szkodzi? Wziął głęboki wdech, po czym się odezwał.
- Mogę się domyślać, że to ta sprawa, która ostatnimi czasy spędzała ci sen z powiek – zaczął – domyślam się również, że doszło do jej szczęśliwego rozwiązania. Wiec, jeśli się nie mylę, a jak zapewne ty i wszyscy inny wiedzą ja prawie nigdy się nie mylę chodzi o Malaikiego – lwiczka pokiwała łebkiem za znak aprobaty słów Kovu – więc skoro sprawa dotyczy właśnie jego to znaczy, że nareszcie się ocknął – wydawało się jakby ostanie słowa podkreślił – a skoro nie ma go tu z tobą – zrobił krótką pałę – tylko przyszedł tu ten wywłoka – wyszeptał jakby dla siebie – to znaczy że nadal jest u Rafikiego, a ty zapewne chciałabyś abym go odwiedził, zgadza się? – Lwiczka znów pokiwała łebkiem – w takim razie zajmę się tym tylko później, a teraz, jeśli pozwolisz wrócę do swoich spraw

Gdy tylko skończył swoją wypowiedz od razu oddalił się nie dając córce możliwości, na jaką kolwiek wypowiedz. Lwiczka nie była z tego faktu zadowolona, niestety nie mogła nic z tym zrobić. Jednak nie przejmowała się postawą ojca zbyt długo. W tej chwili była zbyt szczęśliwa, aby zajmować się zamartwianiem. Szybko pożegnała się z Torenem po czy umknęła do swojego ukochanego. Wydawało jej się, że nic nie zepsuje tego szczęścia. Niestety jak złudne były to nadzieje, o czym miała się niedługo przekonać. Teraz jednak nieświadoma tego, co przyniesie przyszłość skakała niemal pod chmury, a tak przynajmniej wydawało się Torenowi, który obserwował księżniczkę jeszcze przez chwilę. Czerwony, jako iż nie był już przedmiotem niczyich zainteresowań postanowił wrócić pod „swoje” drzewo. Po drodze postanowił jeszcze zahaczyć o wodopój gdyż nagle bardzo zachciało mu się pić. W końcu nic dziwnego gdyż dzień był wyjątkowo upalny. Bez większego zastanowienia podszedł do wody, po czym zaczął pić. Zwyczajna czynność, którą wykonuje każdy lew każdego dnia. Cóż ciekawego mogłoby być w zwykłej rutynie. Czerwony jako jeden z nielicznych lubił taką rutynę pozwalała mu się odprężyć. Gdy podniósł łebek znad wody nie wiadomo, dlaczego spojrzał w stronę polujących lwic, które z oddanie wykonywały swoją rolę w stadzie. Wszystkie harmonijnie ze sobą współpracowałyby osiągnąć wspólny cel. Wydawało się, że wszystko działa w idealnym porządku. To właśnie takie momenty Toren uważał za wspaniałe. Momenty, gdy wszystko tworzy jedną wspólną całość bez żadnej skazy, w takich właśnie chwilach czół się tak dobrze jak wtedy, gdy jego matka żyła. Myślami zaczął wracać do swojego życia na Czerwonej Ziemi do czasów sprzed wojny. Wydawało mu się to tak odległe jakby wydarzyło się kilka epok temu, a jednak było to całkiem niedawno. Na wspomnienie tamtych czasów z jego oczu zaczęły płynąć łzy. W tamtej właśnie chwili uświadomił sobie, że to wcale nie Król Kovu jest jego największym wrogiem. Nie, w końcu on zabrał mu tylko ojca. Toren wiedział, że kiedyś w przyszłości o ile jej dożyje przyjdzie mu się zmierzyć z tym, co zabił jego matkę oraz połowę stada, z tym, który zmusił jego ojca do szukania pomocy na Lwiej Ziemi, z tym, który sprowadził na niego taki los.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) Tak wiem że ostania notatka była rok temu, ale mam nadzieję że są tu tacy którzy jeszcze we mnie nie zwątpili. Nie chcę nic obiecywać ale być może wrócę do regularnego pisania, więc do następnego...

Pozdrawiam

środa, 27 czerwca 2018

Kilka słów...

Po pierwsze przepraszam za ten "Koniec" po drugie przepraszam za obietnice bez odzwierciedlenia w rzeczywistości po trzecie przeprasza za zaniedbanie bloga.

Dobrze a teraz do rzeczy. Do bloga kiedyś wrócę, kiedy nie wiem. Postaram się coś ty wstawiać ale jak to wyjdzie to nie wiem. Przez ostatni rok zaniedbałam bardzo dużo "rzeczy". Jednak zrozumcie poszłam do jednego z najlepszych liceów w województwie na biol-chem. Chyba więcej nie muszę wyjaśniać by zorientować się że nie mam czasu na sen a co dopiero na inne "sprawy". Planuję też w swoim czasie przenieść się na wattpad. Oczywiście to nie tyczy się historii która toczy się na blogu, a innej mojej twórczości, ale kiedy do tego dojdzie to nie wiem.

A teraz taka malutka reklama.
Zapraszam na grupę na Facebooku "Młodzi Przyszłością Ojczyzny"
Gdzie na tę chwilę muszę doprowadzić wszystko do porządku ;)
Grupa ma na celu zjednoczenie młodzieży polskiej i dążenie aby kiedys razem żyło się nam lepiej :)
Koniec reklamy

Mam nadzieję że mi wybaczycie to cos się stało z blogiem i wrócicie do czytania jak tylko coś zacznę publikować ;)

Pozdrawiam