Kovu spojrzał na niego z pogardą. Nie lubił gdy Toren kręcił
się mu pod nogami. Tym bardziej gdy robił to pod jego jaskinią do której tak
właściwie nie miał wstępu.
- a co ty tu na wszystkich przodków robisz? – zapytał
najłagodniej jak tylko umiał – chyba wiesz że nie powinno ciebie tu być?
- tak… ja… - zaczął – ja wiem i właśnie… ja… - jąkał się –
ja już sobie miałem iść – Toren próbował
jakoś wybrnąć z tej sytuacji – także jeśli można… to… to ja sobie już pójdę –
wysilił się na uśmiech
Kovu spojrzał na niego jak na jakąś zwierzynę łowną. Ten
dzieciak naprawdę działał mu na nerwy. Jednak o dziwo Kovu był w tak dobrym
humorze że był bardziej łaskawy.
- najchętniej pozbyłbym się ciebie w tej chwili, ale –
przerwał – masz dzisiaj szczęście i ci daruję, jednak na przyszłość – spojrzał
na czerwonego groźnie – nie wchodź mi w paradę bo może się to dla ciebie nie
najlepiej skończyć
Toren pokiwał głową na znak że rozumie. Po czym nie tracąc
ani chwili wyminął króla i zaczął czym prędzej od niego się oddalać. Kovu
spojrzał na niego ukradkiem by upewnić że lewek na pewno się oddalił. Gdy już
to zrobił skierowała się do jaskini gdzie zastał Kiarę wraz z dziećmi i Huzuni.
Wszyscy rozpaczali Kovu niezbyt ich rozumiał. W końcu co się stało to się stało
i nikt ani nic tego nie zmieni. Uważał że rozpacz jest bez sensu, on sam nie
uronił ani jednej łzy. Zresztą i tak w przeszłości wystarczająco dużo
wycierpiał przez Simbę więc dlaczego jego śmierć miała by nim wzruszyć? Mimo
wszystko nie był wstanie patrzeć na ten wszech ogarniający smutek.
- przykro mi – zaczął – jednak… - oczy zebranych zwróciły
się w jego stronę – nie ważne jak bardzo byśmy nie rozpaczali to niczego nie
zmieni – delikatnie się uśmiechnął – jak myślicie czy Simba był by szczęśliwy
gdyby was teraz zobaczył w takim stanie?
Nikt nie wiedział co powiedzieć. Wszyscy z zebranych w
jaskini wiedzieli że król ma rację, jednak zastosowanie się do jego słów nie
było takie proste. Jak powiedzieć sercu nie płacz gdy straciło się ważną dla
siebie osobę. To nie takie proste, rozum mówi jedno zaś serce drugie. Zazwyczaj
wygrywa serce i uczucia którymi darzyło się daną osobę. Choćby nie wiem jak
racjonalne były argumenty to i tak rozum jest za słaby w boju o odczucia. W
jaskini zapanowała cisza. No może nie do końca bo co chwilę słychać było ciche
pochlipywania któregoś z lwiątek. Po dłuższej chwili zachrypniętym głosem
odezwała się Kiara.
- nie chcę aby dzieci cierpiały – spojrzała na lwiątka – jednak
one straciły dziadka, ojca – spojrzała smutno – a ciebie nawet przy nich nie
ma, nie chcę się kłócić – przerwała – nie teraz, ale wszyscy potrzebujemy
twojego wsparcia. Wcale nie tak łatwo pogodzić się ze stratą
W tym momencie Kovu zrobił coś niesłychanego, oczywiście jak
na niego. Podszedł do Kiary i ją przytulił. W pierwszej chwili królowa była
zszokowana jednak kilka sekund później wtuliła się w męża. Stali tak już przez
dłuższy moment nim Kovu się odezwał.
- wiem że dawno już tego nie robiliśmy ale… - uśmiechnął się
delikatnie – chyba czas do tego wrócić – odsunął się od Kiary – chodźmy razem
na obchód po sawannie. Tak jak kiedyś – wskazał łapą wyjście z jaskini – bez
zmartwień i trosk
Lwiątka na tę propozycję od razu się ożywiły i momentalnie
zaczęły biegać w około nóg króla. Kiara nie była zbytnia przekonana do tego
pomysły, a na dodatek jeszcze wciąż była oszołomiona chwilową zmianą Kovu. Tak
bardzo chciała by on był taki zawsze, a nie tylko w obliczu tragedii. Jednak
nie miała zamiaru odmawiać tym bardziej iż wiedziała że coś takiego może się
prędko nie powtórzyć. Postanowiła więc wyrazić swoją aprobatę, a na znak że
zgadza się na ten pomysł pokiwała delikatnie głową. Gdy tylko to zrobiła cała
szóstka nie czekając dłużej wyszła z jaskini i skierowała się ku zejściu z
Lwiej Skały.
*
Tymczasem w innej części sawanny przebywała grupka nieco
mniej wesołych niż zwykle, ale jednak wcale nie smutnych lwiątek. Wśród nich
był niewyróżniający się zbytnio Mazuri. Lewek jak zawsze wolał stać na uboczu.
Nie lubił się wyróżniać, a przynajmniej nie chciał być w centrum uwagi. Zawsze
stał z boku i być może dlatego jeszcze nikomu nie zdążył się narazić. Tego
jednak dnia postanowił wykorzystać nieobecność księcia i księżniczek by
wreszcie się zabawić.
- co wy na to by pobawić się w berka – powiedział Mazuri
ochoczo
- łał – zaśmiała się Shetani – ty mówisz? Doprawdy niezwykłe
– musiała dodać swoje cztery grosze
Reszta lwiątek spojrzała się na nią dziwnie. Choć z drugiej
strony jej zachowanie nie powinno ich już ani trochę dziwić w końcu szara do
zawsze taka była.
- ty to jak coś powiesz Shetani – zaczął Malaiki – czasem mogłabyś
naprawdę zamilknąć – lwica zawarczała na niego – ale naprawdę nie ma powodu się
denerwować, nie chcę tak szybko wracać do Rafikiego
Lewek oczywiście ostatnie zdanie powiedział w żartach, ale i
tak wywołało to niemałe zmieszanie na pyszczkach wszystkich lwiątek. Jakby nie
było sprawa z poturbowaniem Malaikiego przez Savę wciąż nie ucichła, a lewek do
tej pory nie podjął decyzji czy przebacza przyjacielowi. Lwiątka przez chwilę
milczały, ale gdy partner Lenni wesoło się uśmiechnął znów się ożywiły. Pomysł
Mazuriego naprawdę im się spodobał. Wesoło biegały i goniąc się wzajemnie w
jednej chwili zapomniały o wszystkich troskach. W pewnym momencie Shetani
potknęła się, a z jej łapy zaczęła płynąć krew.
- ałł – syknęła lwiczka – ktoś mi pomoże? – zawyła
- biegnę po Rafikiego – odparł Mazuri – zaraz wracam –
szybko skierował się do drzewa pawiana
Od razu zaczął biec w obranym kierunku. Bardzo bał się o
Shetani. Jego myśli zaprzątał fakt że przez jego pomysł lwiczka się zraniła i
kto wie jakie to może mieć dla niej konsekwencje. Bo co jeśli już nigdy nie
będzie mogła biegać, albo co gorsza chodzić? Choć te wizje wydawały mu się
irracjonalne to nie mógł ich wykluczyć. W końcu po dłuższej chwili dotarł na
miejsce. Oczywiście jak zawsze problemem okazało się dostanie do Rafikiego. Dla
dorosłego lwa to była bułka z masłem, ale dla lwiątka nie lada wyczyn. Mazuri
jednak wiedział że nieważne jak ale mu tam się dostać. Zaczął więc się wspinać,
niestety nie miał zbytnio wprawy i szybo zsunął się z drzewa. Nie zamierzał się
jednak poddawać. Więc zaczął jeszcze raz i znów się nie udało. Lewek próbował
dalej i dalej i dalej aż w końcu narobił takiego hałasu że Rafiki sam wyjrzał
co się dzieje.
- o Rafiki – zaczął Mazuri zwracając tym samym uwagę pawiana
– Shetani potrzebuje pomocy
Rafiki spojrzał na lewka, pokręcił głową, wziął dwa wdechy
po czym zmierzył go wzrokiem i dopiero się odezwał – co się stało?
- bawiliśmy się, a ona się potknęła – zaczął – i z jej łapy
zaczęła lecieć krew, nie wiem co się stało
Rafiki na chwilę się zamyślił – poczekaj tu chwilę – odparł,
po czym wrócił na swoje drzewo
Nie było go już dłuższą chwilę, a Mazuri zaczął się już
niecierpliwić w końcu nadal nie wiedział co z Shetani. Gdy już bardzo zniecierpliwiony
miał zacząć wspinać się na drzewo Rafikiego, pawian wyszedł i za pomocą jednego
skoku pojawił się przy lewku.
- prowadź – odparł Pawian który teraz taszczył ze sobą
jakieś specyfiki. Lewek szybkim krokiem zaczął iść w kierunku miejsca gdzie
wcześniej razem z innymi wesoło bawił się w berka. Droga powrotna zajęła mu
więcej czasu ponieważ Rafiki poruszał się bardzo wolno, co irytowało białego.
Nie chciał jednak zwracać mu uwagi, życie wystarczająco dobrze nauczyło go że
czasem warto milczeć. Kiedy w końcu dotarli na miejsce lewek zauważył że
Shetani nie ruszyła się z miejsca w którym ją zostawił, ale była wyraźnie
poirytowana. Za to pozostali, a szczególnie Malaiki wydawali się być w naprawdę
dobrych humorach na dodatek Mazuri był pewny że się z czegoś śmiali, a raczej z
kogoś. Jak się domyślił sytuacja w której znalazła się Shetani była dobrym
powodem do drwin kierowanych pod jej adresem. Jednak gdy pojawił się Rafiki
całe towarzystwo jakby odrobinę się opanowało. Pawian podszedł do lwicy po czym
pokiwał w głową w charakterystyczny dla siebie sposób następnie obejrzał jej łapę
po czym opatrzył za pomocą tego co przyniósł. Jak się okazało było to tylko
niegroźne zadrapanie czyli nic co by nie wygoiło by się w najbliższym czasie. Po
skończeniu swojego zadania Rafiki postanowił wrócić do swoich wcześniejszych
zadań więc w ciągu kilku chwil zniknął lwiątkom z oczu. Shetani zaś była wielce
obrażona, a Mazuri nadal nie wiedział o co, więc opuściła swoje dotychczasowe
towarzystwo i skierowała się w tylko sobie znanym kierunku. Biały również jakby
stracił ochotę na zabawę więc postanowił trochę pozwiedzać Lwia Ziemię.
Zazwyczaj tego nie robił, ale sporadycznie zdarzało mu się mieć ochotę na
samotną przechadzkę. Nie zwracając więc uwagi na pozostałe lwiątka ruszył
prosto prze siebie. Szedł bardzo wolno jakby na cos oczekiwał poza tym rozglądał
się dookoła starając zapamiętać każdy szczegół miejsca w którym akurat był. Nie
było to nic niezwykłego. Polana porośnięta trawą w oddali kilka drzew i tyle,
nic niezwykłego czy też ciekawego. Nagle jednak tuż obok niego mignął jakiś cień.
Zdarzył się to jednak tak szybko że Mazuri nie był w stanie określić co to
było. Nie przejął się jednak tym jakoś bardzo myśląc że zapewne była to surykatka
czy cos takiego więc po prostu wrócił do swojej bezcelowej wędrówki.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :)
Fajnie,że wróciłaś na bloga c: Szkoda,że nie mówiłaś.
OdpowiedzUsuńTeraz ciężej będzie nadrobić.
Pozdrawiam
Ciekawy rozdział, zwłaszcza, że akcja dzieje się w czasach, gdy władcami są Kiara i Kovu (nie lubię zazwyczaj takich opowiadań), ale przyznam, że to Twoje mnie ujęło. W tym rozdziale niby nie ma jakieś super akcji, ale i tak bardzo mi się podobało. Masz talent i tyle. ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! <3
Mam nadzieję, że rozdziały będą się ukazywać w takim jak dotychczas tępie
OdpowiedzUsuńKim jest Mazuri?
Pozdrawiam i życzę weny do pisania (równie dobrych jak ten) rozdziałów.