Simba, a raczej jego ciało leżało bezwładnie u podnóża Lwiej
Skały. Widok był straszny, nie minęła chwila, gdy na miejsce tragedii zbiegło
się całe stado. No może nie do końca całe gdyż nie wszyscy znajdowali się
akurat w tym czasie na Lwiej Skale. Jednak ci, którzy akurat byli niedaleko
miejsca wypadku zwabieni ciekawością i strachem zjawili się niemal natychmiast.
Jednak chyba nikt nie spodziewał się zastać takiego widoku. Wokół zaczęło się
robić zamieszanie. Naprawdę ciężko było uwierzyć, że były król, który pomimo
upływu lat wciąż był w bardzo dobrej kondycji fizycznej mógł już być po drugiej
stronie. Nawet, pomimo iż każdy wiedział, że po śmierci Nali był emocjonalnie
rozchwiany i kiedyś nastąpi dzień, gdy Simba odejdzie, ale nikomu by przez myśl
nie przeszło, że nadejdzie ona tak szybko. Nagle wśród zebranych zjawił się Kovu,
który o dziwo nie przybył od razu na miejsce, choć znajdował się niedaleko. Na
jego widok wszyscy zgromadzeni zamilkli, a niektórzy rozstąpili się by król
mógł przejść. Gdy podszedł do ciała byłego króla delikatnie się uśmiechnął i po
czym wyszeptał „hakuna kitu kinanisimama”. Powiedział to jednak na tyle cicho
by nikt z zebranych go nie usłyszał. Po chwili podszedł do zrozpaczonej Kiary,
która momentalnie wtuliła się w lwa. Tak bardzo go teraz potrzebowała. Nie
mogła jednak zapominać, że nie są już nastolatkami, którzy byli gotowi na
największe poświęcenie, aby tylko być razem. Królowa doskonale pamiętała czasy,
gdy Kovu musiał walczyć o uznanie Simby, czasy, w których musiał udowadniać, że
nie jest zły. Właśnie, że nie jest zły, jednak czy cos się zmieniło? Wydawać by
się mogło, że zmieniło się wszystko jak i nic, ale to było zbyt skomplikowane.
Kiarę z zamyślenia wyrwał głos Rafikiego.
- tak mi przykro - powiedział pawian – chyba nikt się nie
spodziewał śmierci Simby, a na pewno nie tak szybko – spojrzał na władców
smutno – wiem, że to trudne dla nas wszystkich, ale… - zrobił krótką pauzę –
należy jak najszybciej zająć się pochówkiem
Kiara odsunęła się od Kovu i spojrzała na Rafikiego. Wyglądała,
co najmniej źle. Cała zapłakana z podkrążonymi oczami, które ewidentnie miała
już wcześniej, ale teraz łzy bardzo ten szczegół uwydatniły. Wzięła głęboki wdech,
po czym chłodnym tonem, którego nigdy dotychczas nie używała, odparła.
- Rafiki proszę – znów wzięła głęboki wdech – zajmij się
tym, ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego – przerwała na chwilę – najlepiej
jakbyś zrobił to, czym prędzej, a co do was – spojrzała na zebranych – to
proszę was o powrót do swoich zajęć, śmierć mojego ojca – przełknęła głośno
ślinę – to nie widowisko
Po swojej wypowiedzi królowa skierowała się z powrotem na
Lwią Skałę, a tuż za nią podążyła większość stada. Kovu też nie zamierzał zostawać
w tamtym miejscu i tak dla odmiany od tego, co robił zazwyczaj pójść sprawdzić
jakaś granicę. Nie wiedział jednak, do której konkretnie miałby ochotę pójść,
więc stwierdził ze sprawdzi pierwszą, do której dojdzie.
*
W zupełnie innej części sawanny pod jakimś drzewem siedziała
Rumia. Jeszcze nie wiedziała, co się stało pod Lwią Skałą, ale mimo wszystko
lwiczka była przygnębiona. Już od dłuższego czasu była zauroczona w pewnym
lewku. Niby nic niezwykłego w końcu przecież prawie każde lwiątko przez to
przechodzi. Jednak problemem było nie samo uczucie, ale to, kogo nim
obdarowała. Rumia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż nigdy nie była i
nie będzie ulubienicą ojca, choć nie wiem jak by się starała. Poza tym lepiej
niż inni wiedziała, że król nie darzy sympatią Torena, który przecież był jaj
tak bardzo bliski. Bardzo chciałaby to się zmieniło jednak niestety nie miała
na to żadnego wpływu. Ubolewała nad faktem, że nie może nic zrobić by ojciec
zaakceptował jej wybór. Lwiczka była pewna, że do końca życia pragnie być tylko
z Torenem. Widziała jednak, że Kovu nigdy się na to nie zgodzi poza tym wciąż
nie była pewna, jakimi uczuciami darzy ją czerwony. W końcu jak by nie patrzeć
nie byli sobie tak bardzo bliscy, a przynajmniej tak jej się wydawało. Były momenty,
że nawet chciała z nim o tym porozmawiać, jednak nigdy nie starczyło jej na
tyle odwagi by to zrobić. Przygnębiał ją jednak fakt, że i tak nie ważne czy
Toren czół to samo do niej, co ona do niego, bo i tak zawsze na jej drodze
będzie stał ojciec. W jednej chwili pragnęła tylko czerwonego zaś w drugiej nie
miał on żadnego znaczenia gdyż przed oczami miała Kovu. Rumia była w totalnej
rozsypce, nie wiedziała, co zrobić. Miała wrażenie jakby, kto umieścił ją w
jakimś koszmarze. Przez pewien czas próbowała znaleźć jakieś wyjście z tej
sytuacji jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Obecnie była na etapie
unikania czerwonego jak ognia jednak ku niepocieszeniu różowej jej uczucia do
Torena wcale nie słabły. Można powiedzieć, że z dnia na dzień rosły. Rumia nie wiedziała,
co zrobić, ale przecież, od czego są znajomi jak nie od udzielania genialnych
rad. Nie tak dawno różowa poprosiła o pomoc Shetani. Oczywiście tak jak zawsze
lwiczka udzieliła genialnej rady, sama tak przynajmniej uważała. Powiedziała Rumii,
że nie widzi rozwiązania tej sytuacji i różowa albo się z tym pogodzi lub jest
też inna opcja, bo przecież zawsze różowa może skoczyć z czubka Lwiej Skały.
Pomimo iż takie rozwiązania wydawało się Rumii niezmiernie głupie to teraz
młoda poważnie się zastanawiała czy aby to nie było najlepsze wyjście. Zapewne przesiedziałaby
tak jeszcze długo gdyby nagle tuż obok niej nie zjawił się Kalemin.
- och księżniczko tu jesteś – powiedział zdyszany lis –
wszędzie cię szukałem – przerwałby złapać oddech - musisz wrócić na Lwią Skałę
i to w tej chwili
Rumia była zdziwiona tym, że tak nagle ma pojawić się na
Lwiej Skale. W jej mniemaniu był to zwykły dzień, podczas którego nikogo nie obchodziło,
co się z nią działo, a tu proszę tak niespodzianka. Rumia szybko kiwnęła
łebkiem na znak, że zrozumiała, po czym razem z lisem ruszyła biegiem w obranym
wcześniej kierunku. Na szczęście miejsce jej dotychczasowego pobytu nie było
bardzo daleko, więc po kilku chwilach byli już na miejscu. Rumia nie mogła nie
zauważyć przygnębienia, jakie panowało wokoło i dopiero teraz zaczęła się bać.
Szybko pobiegła do głównej jaskini gdzie było jej rodzeństwo, matka oraz
Huzuni. Wszyscy płakali, co jeszcze bardziej napawało ją niepewnością dodatkowo
nigdzie nie widziała Kovu i przez moment zaczęła się martwić, że to właśnie
jemu się cos stało. Co prawda jakby jej ojca już nie było połowa jej problemu
nagle znikła, ale naprawdę nie chciałby cos mu się stało. Może on jej nie kochał,
ale ona jego tak w końcu przecież był jej ojcem. Nie mogąc dłużej znieść tej
nie wiedzy, więc w końcu postanowiła zwrócić na siebie uwagę.
- mamo… - zaczęła niepewnie – co się stało? – Po chwili
Kiara spojrzała w jej kierunku – co się dzieje? Dlaczego wszyscy płaczą? – Dopytywała
– proszę odpowiedz
Kiara spojrzała na córkę ze smutkiem w oczach. Nie chciała
jej tego mówić, jednak wiedział, że musi. Nie może przecież tego przed nią ukrywać,
bo i tak wcześniej czy później lwiczka się dowie. Po dłuższej chwili królowa w końcu
zebrała się w sobie by odpowiedzieć.
- nie wiem jak to się stało – zaczęła niepewnie – ale… - do
jej oczu znów napłynęły łzy – dziadek nie żyje – powiedziała w końcu
Dla Rumii te słowa były jak strzał w potylicę. Pod lwiczka momentalnie
ugięły się nogi. Po chwili różowa leżała na ziemi i zanosiła się szlochem. To,
co usłyszała do reszty nią wstrząsnęło. Jednak chyba najbardziej bolało ją to,
że ostatnio bardzo unikała dziadka i nawet nie zdążyła się z nim pożegnać. Tak
bardzo chciała cofnąć czas, chciała, ale nie mogła. Teraz miała kolejny powód,
dla którego warto posłuchać rady.
Tym czasem do jaskini ukradkiem zaglądał Toren. Bardzo
chciał jakoś pomóc Rumii. Niestety po pierwsze nie mógł, bo mogłoby się to dla
niego źle skończyć, a po drugie nawet jakby było mu dane pomóc lwiczce poczuć
się lepiej to i tak nie wiedziałby jak. Gdy patrzył na jej rozpacz jego serce
rozpadało się na milion kawałeczków, tak bardzo chciałby była szczęśliwa. Była
jego pierwszą przyjaciółką, a teraz jeszcze na dodatek była dla niego kimś
więcej. Była jego sensem życia, choć wiedział, że to jednostronne uczucie to
jednak nie chciał go tłumić. Poza tym zapewne nawet jakby chciał to i tak by mu
się nie udało. Rumia była dla niego nieosiągalna, na drodze do niej stał Kovu,
a nawet gdyby nie stał to i tak lwiczka zapewne by go nie chciała. Ona była
księżniczką, a on… On był nikim. Bo kim może być syn zdrajcy? Uważał, że nie
zasługuje na kogoś tak wspaniałego jak Rumia, ale mimo wszystko chciał się o
nią troszczyć. Zawsze, gdy patrzył na różową podzielał jej emocje. Gdy była szczęśliwa
i on był szczęśliwy, podobnie było jak była smutna czy zła. Taki to był urok
tego dziwnego uczucia, którym ją darzył i nic nie mogło tego zmienić. Wątpił,
że jeszcze, kiedy uda mu się czuć cos tak silnego do kogoś innego niż Rumia. Po
dłuższej chwili namysłu postanowił wrócić do swoich zajęć w końcu i tak jego obecność
tutaj była zbędna. Ostrożnie zaczął się wycofywać by odejść jak najdalej od
jaskinie nie robiąc przy tym hałasu. Jednak, gdy zrobił kilka kroków stanął tuż
przed swoim najgorszym koszmarem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kto płacze tak samo jak ja? Mam nadzieję że się podobało :) Szczerze to bardzo źle pisało mi się te notatkę kilkanaście razy zmieniałam wszystko, dodawałam usuwałam. Jakos nie pisze mi się najlepiej takich scen, no ale jest, napisałam. No to nie pozostaje nic jak tylko "Do następnego"
Pozdrawiam
Jednak, gdy zrobił kilka kroków stanął tuż przed swoim najgorszym koszmarem... Kovu.
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie, że rozdziały pojawiają się częściej i mam nadzieję, że to będzie trwało nadal :)pozdrawiam i życzę weny i miłej niedzieli
Mam nadzieję, że Rumia i Teren będą razem
OdpowiedzUsuń