Od wizyty lwiątek na złej ziemi minęło już trochę czasu. Na
szczęście dla nich ta wyprawa przeszła niezauważona. No cóż lwiątka miały wiele
szczęścia, że nie natchnęły się na nikogo niepowołanego. W końcu samotnie
wędrujące lwiątka na obcym terenie łatwo mogłyby paść ofiarą takich stworzeń
jak na przykład hieny lub istniała też ewentualność ze, kto chciałby je
wykorzystać do zawładnięcia Lwią Ziemią, a takie lwy mogły być wszędzie. Jednak
nic się nie stało. Niestety nie wszystkie lwiątka to doceniały. Savie
ewidentnie brakowało wrażeń. Jednak od kont dowiedział się, że jego przyjaciel
przeżyje starał się nie robić nic głupiego i o dziwo wcale nie szło mu tak
najgorzej. Do tej pory jeszcze nikogo nie ogłuszył, więc był duży postęp.
Szkoda tylko, że takiego postępu nie było w jego sercu, które ciągle pragnęło
zemsty. Wiedział jednak, że musi być jak najlepszy by Malaiki zdecydował, że to
on nadaje się na króla, a nie jego siostra. Liczył na rozsądek Malaikiego. Na
początku podejrzewał, że lewek podejmie decyzję od razu, ale skoro ten tego nie
zrobił to Sava uznał, że nadal ma szansę na tron. Uważał, że to najwspanialsza rzecz
na świecie, po prostu być następcą. Nie musieć zabijać rodzeństwa tylko po to
by dostać koronę tylko po prostu ją mieć od zawsze. Ciężko mu było się
przystosować, ale wiedział, że musi. W końcu jak by nie patrzeć cel uświęca
środki. Chorensja wróciła na Lwią Skałę, pomimo iż nie była do końca sprawna.
Miała duże problemy z chodzeniem, a szczególny problem sprawiały jej tylnie
łapy. Mała była jednak dzielna i z drobnymi problemami, ale jednak poruszała
się po Lwiej Skale. Niestety była na tyle nie sprawna, że nie mogła jej
opuszczać by bawić się z innymi lwiątkami. Malaiki był już w pełni zdrowy i
całkowicie oddał się życiu, jakie prowadziły inne lwiątka. Jednak bacznie
obserwował zachowanie Savy. Zdarzało mu się również obserwować ukochaną tylko
po to by stwierdzić, które z rodzeństwa bardziej nadaje się na władcę. Jednak
nadal nie umiał podjąć decyzji.
Podczas gdy lwiątka żyły swoim życiem i swoimi sprawami Kovu
miał, co innego na głowie, a może raczej, kogo innego już od dawna nie
obchodziły go sprawy królestwa. Tym zajmowała się Kiara. Kovu pochłonięty był
długimi rozmyślaniami na odnośnie tego jak wychować idealnego władcę oraz jak
bardziej zbliżyć się do lwic. Wiedział, że jako król ma autorytet i żadna mu
się nie sprzeciwi, nie chciał jednak im mimo wszystko niczego narzucać. Uważał,
że ciekawsza zabawa jest, gdy same ulegają jego wdziękom. Teraz na oku miał
drobną i wyjątkowo grzeczna lwicę. Była nią Alra, dokładnie ta lwica, która
opiekowała się Torenem. Chciał się do niej zbliżyć, choć sam nie wiedział,
dlaczego. Zazwyczaj trzymał się od takich lwic z daleka, a tu proszę taka
niespodzianka. Jakoś chwilę temu wysłał po nią Kalemina, więc teraz czekał na
jej przybycie i szczerze niecierpliwił się. Na szczęście lwica nie kazała mu na
siebie długo czekać.
- Panie wzywałeś mnie – powiedziała na dzień dobry – Kalemin
poinformował mnie przed chwilą, przepraszam, że musiałeś czekać
- Tak, wzywałem – odparł – chciałbym z tobą porozmawiać, ale
może nie tutaj – rozejrzał się po jaskini – może przespacerujemy się i na
spokojnie porozmawiamy
Lwica skinęła i niemal od razu podążyła za królem, który
szybko ruszył w kierunku zejścia z Lwiej Skały. Tego zejścia, które jest
utrapieniem dla młodych lwiątek. Na szczęście dorosłym lwom i lwicom nie
sprawia żadnego problemu. Król Kovu podążył prosto przed siebie nie kierując
się w żadne konkretne miejsce, zaś Alra podążyła tuż za nim. Chwile szli w
ciszy jednak nie trwała ona długo.
- Alra powiedz mi proszę – zaczął Kovu – jak to jest ze
uroda zawsze idzie w parze z inteligencja – Alra spojrzała na niego zaskoczona
– proszę odpowiedz, uważam, że lwica obdarzona właśnie tymi cechami doskonale
będzie wiedziała, dlaczego tak właśnie jest
- Wasza Wysokość dziękuję za komplement, a naprawdę nie rozumiem,
o co chodzi – odparła nieśmiało, – ale oczywiście, jeśli Król chce znać moje
zdanie – zaczęła – to uważam, iż te cechy nie zawsze idą ze sobą w parze
- Doprawdy zaskakujesz mnie moja droga Alro – udał
zdziwionego – jesteś jeszcze mądrzejsza niż myślałem w takim razie – uśmiechnął
się chytrze – powiedz mi, co o mnie sądzisz, ale proszę cię byś była szczera.
Zniosę wszystko co powiesz, nawet jeśli to będzie sama krytyka, więc proszę nie
krępuj się
- Ja naprawdę nie rozumiem, ale – zaczęła nieśmiało – wiedz Królu,
iż naprawdę cię cenię, tak samo jak każdy twój poddany, ciężko mi porównywać
cię do innych władców gdyż na ogół tego nie robię – zrobiła krótką pauzę –
jednak bez problemu mogę powiedzieć, że jesteś wielkim i potężnym królem, choć
odrobinę martwię się o Królową chodzi jakoś zmartwiona ostatnimi czasy
- Dziękuję ci za twoją szczerość – przerwał – jeśli chodzi o
Kiarę to nie ma, co się nią przejmować – spojrzał na lwicę – nic jej nie
będzie, jednak, co do ciebie to nie chciałabyś może mi częściej towarzyszyć –
delikatnie się uśmiechnął – twoje towarzystwo daje mi dużo radości
- Och Wasza Wysokość naprawdę nie wiem – przerwała – muszę
to przemyśleć, więc jeśli Król pozwoli to ja już wrócę do swoich obowiązków
Kovu skinął lwicy na zgodę zaś sam postanowił kontynuować
bezcelowy spacer, jakoś nie miał ochoty wracać na Lwią Skałę i wysłuchiwać
narzekań Kiary. Naprawdę nie lubił jak Kira robiła mu wypominki, że nic nie
robi i wszystko zostawia na jej głowie, ale w sumie to nie powinna się czepiać,
bo to w końcu ona jest dzieckiem Simby nie on. Królowa jednak najwyraźniej
lubiła sobie ponarzekać, a Król nic sobie z tego nie robił, bo niby, dlaczego
miałby się przejmować jej gadaniem? On miał swoje sprawy, a Kiara według niego
nie powinna się w to mieszać tylko należycie zająć królestwem. W końcu jak by
nie patrzeć, podczas gdy ona robi mu wypominki traci cenny czas, który mogłaby
poświęcić na cos innego.
*
W jednej z mniejszych jaskiń na Lwiej Skale odpoczywał
zmęczony patrolowaniem granicy ze Złą Ziemią Kopa. Sam się sobie dziwił, że do
tej pory to wciąż robi. Doskonale
wiedział co się dziele, zdawał sobie lepiej niż nikt inny sprawę z tego, że
Kovu jako król nie robi nic. Miał naprawdę szczerą ochotę się go pozbyć jednak uważał,
że to jeszcze nie jest dobry moment. Gdy tak siedział pogrążony w ciszy do
jaskini weszła Vitani. Lwica jak zawsze emanowała energią. Jednak, gdy tylko
spojrzała na ukochanego cały jej entuzjazm jakby gdzieś prysł.
- Co się stało – zapytała – siedzisz tutaj taki zmartwiony,
pomału zaczynam się o ciebie martwić
- Och Vit – spojrzał na lwicę – naprawdę nie ma się czy
martwić, jestem po prostu trochę zmęczony – uśmiechnął się do niej – zobaczysz trochę
odpocznę i moja mimika od razu zacznie wyrażać, co innego. Naprawdę martwisz się
bez powodu
Lwica jakoś niezbyt miała ochotę mu wierzyć jednak pokiwała
tylko głową. Jakoś nie bardzo miała ochotę drążyć temat. Poza tym wiedziała że
nawet jeśli by chciała to i tak niczego z Kopy nie wyciągnie. On już taki był i
już. Nic nie mogła na to poradzić, więc pozostało jej tylko zaakceptować go
takim jakim jest.
- No dobrze – odezwała się po chwili Vitani – to chodź –
wskazała na wyjście z jaskini – niedawno wraz z innymi lwicami wróciłam z
polowania, udało się dziś upolować dwie antylopy i zebrę
Kopa jak usłyszał o zebrze od razu się oblizał. Od bardzo
dawna jej nie jadł, a musiał przyznać że naprawdę ją lubił. Nie czekając więc
dłużej wyszedł z jaskini tuż za Vitani. Momentalnie skierował się do miejsca
gdzie znajdowała się zdobycz. Na miejscu oprócz kilku lwic była już Kiara, Kovu
i kilka lwiątek w tym ukochany podopieczny Vitani. Jak on szczerze nie lubił
tego lwiątka. Nie wiedział co go tak od niego odpycha, ale to coś bardzo na
niego działało. Przez pewien czas nawet próbował się przekonać do lwiątka, ale jakoś
nie był w stanie. Nie czekając zbyt długo Kopa zbliżył się do zdobyczy, oczywiście
najpierw przywitał się z Królem i Królową co z tego że była jego siostrą i tak
wypadało to zrobić. Gdy już część powiedzmy oficjalną miał za sobą zabrał się
za konsumowanie posiłku. Udało mu się złapać porządną część podudzia zebry. Był
z tego bardzo zadowolony, a ten posiłek bez mała mógłby uznać prawdziwą ucztą,
może nie czymś bardzo wielkim, ale jednak. Dopiero teraz, pierwszy raz od
bardzo dawna się uśmiechnął, co nie uszło uwadze Kiary.
- Co tam bracie – zaśmiała się – do zebry to się uśmiechasz a
do mnie to już nie – znów się zaśmiała – nieładnie braciszku, bardzo nie ładnie
- Och wybacz – zaczął – ale najwidoczniej zebra ma lepszy
dar przekonywania od ciebie, ale tak poza tym – zrobił krótką pauzę – to miło popatrzeć
jak i ty się śmiejesz, nie często ostatnio to się zdarza
- No cóż – zaczęła – może i nie często, ale zdarza, poza tym
wiesz ile teraz mam na głowie – lew pokiwał na znak aprobaty – a teraz wybacz
bracie ale muszę uciekać do swoich spraw
Kiara szybo odeszła zostawiając Kope w towarzystwie lwic
które jeszcze nie skończyły swojego posiłku. Co prawda Kopie poprawił się na moment
humor, jednak to nie zmieniło faktu iż był czujny i tylko czekał na odpowiedni
moment by sięgnąć po koronę. W chwili gdy miał się już oddalić nagle usłyszał huk.
Szybko pobiegł w kierunku z którego on dochodził, jednak to co zobaczył
zmroziło mu krew w żyłach.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) Jak pewnie zauważyliście mój styl pisania podczas mojej nieobecności uległ drastycznej zmianie, mam jednak nadzieję że podobnie jak ja uważacie że jest lepiej. Zachęcam do zostawienie opinii i podzielenia się przemyśleniami. Dobra nie rozpisuję się tylko piszę dalej
Pozdrawiam
Dziękuję za kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jestem. Jestem zadowolona z rozdziału. Ja się dziwie, co tu się odwala. Kovu to mój mąż! Nie, mój mąż to Roselina. Jakie zdrady... Ale dodaje klimatu. Oczekuję szybko kontynuacji.
OdpowiedzUsuńMachafuko.
rozdział jest super.Chciałam by się spytać gdzie można obejrzeć cały film
OdpowiedzUsuń