Zła ziemia tak bardzo przyciągała lwiątka. Nikt nie wiedział,
co miała w sobie, ale to może przez tą aurę tajemniczości? Przez wszystkich
uczestników tej nieodpowiedzialnej wycieczki przeszedł dreszcz ekscytacji, a
stało się to w monecie, gdy przekroczyli kładkę.
- Naprzód przygodo! – Krzyknął Sava, po czym skierował się
prosto przed siebie, niezbyt go nawet interesowało czy reszta podąża za nim.
Na szczęście, a może i nie do końca na szczęście pozostałe
lwiątka miały trochę więcej w głowie od księcia i postanowiły się nie
rozdzielać. Tak już szli przez dłuższy
czas. Jednak nic się takiego nie działo, mijali skały, skały, więcej skał, uschnięte
rośliny, więcej uschniętych roślin i nic więcej. Savę zaczęło to już irytować,
ponieważ liczył, że znajdzie tu cos ciekawego, a na jego nieszczęście nic
takiego tu nie było. Nie chciała się jednak poddać i przyznać, że wyprawa w to
miejsce nie miała najmniejszego sensu, bo w końcu jakże on mógłby popełnić
błąd. On taki nieomylny. Do tej pory wszyscy byli cicho jednak i pozostałym
pomału kończyła się cierpliwość. W końcu Huzuni przerwała ten bezsensowny
marsz.
- Sava! Sava stój! - Lewek gwałtownie się odwrócił – gdzie
ty nas ciągniesz? Po drodze nie widzieliśmy nic oprócz skał i martwych drzew i
szczerze to wątpię by dalej było cos bardziej interesującego
Lewek wydawał się bardzo urażony wypowiedzą cioci. W końcu
przecież uraziła jego dumę, a to jest niewybaczalne, gdyby tylko był już
królem. Ale nie jest i nie wiadomo czy kiedykolwiek nim zostanie. Według niego
to jest obraza jego osoby jednak, co on mógł z tym zrobić? Nic.
- Wiem, co robię – odezwał się po chwili ciszy – poza tym
nikt przecież nie kazał ci tu ze mną przychodzić – ostatnie słowa wypowiedział
niemal warcząc
- O nie mój drogi! Przesadzasz! – Warknęła – przyszłam tu z wami,
bo TY jesteś nieodpowiedzialny i nie można cię na odejść krok byś nie zrobił czegoś
głupiego
Już od dawna Sava nie był tak wściekły. Co ona sobie niby
myśli żeby mówić do niego w ten sposób. Jak tylko zostanie królem to wszyscy
pożałują tej swojej ignorancji względem niego. Bo przecież Kovu nie mógłby
podjąć innej decyzji. On i tylko on nadaje się do tej roli, tak przynajmniej mu
się wydawało.
- Jak śmiesz! – Warczał – Nie masz prawa tak…
- Ona ma rację – przerwała mu Rumia – naprawdę źle się
zachowujesz
Gdy wszystkie oczy zwróciły się w kierunku lwiczki ta
nieśmiało się skuliła. Każdy, no prawie każdy stał w tej dyskusji po stornie,
po której stała księżniczka oraz Huzuni. Lwiątka naprawdę miały już dość
bezsensownej wędrówki. Książę musiał ustąpić i jakoś sobie poradzić z
nadszarpniętą dumą. Choć w myślach już planował zemstę jego słowa wyrażały
skruchę. No może nie do końca skruchę, ale jednak był to akt poddania się.
- Widzę, że nie mam wyjścia – odparł zrezygnowany – dobrze,
wracamy
Wszyscy, no może poza Shetani, która liczyła na rozlew krwi
albo przynajmniej jakąś morderczą akcję, byli zadowoleni z tego, iż nareszcie
wrócą z tej bezsensownej wędrówki, w którą z własnej woli się wpakowali. W drodze
powrotnej na Lwią Ziemię wszyscy bardzo się ożywili. Rozmową nie było końca.
*
Tym czasem na lwiej ziemi Toren siedział pod drzewem i
rozmyślał. Zastanawiał się, co zrobić by w końcu wkupić się w łaski króla Kovu.
Wiedział, że dotąd dopóki jest młody niektóre sprawy mogą pozostać
niezauważone. Co się jednak stanie, gdy dorośnie. Nie wiedział czy któregoś
dnia nie zostanie zabity ot tak, bo król stwierdzi, że złamał jakieś prawo, o
którym nikt nie miał pojęcia. Jednak im dłużej lewek myślał ty bardziej zdawał
sobie sprawę, że to bezsensowne. Przecież, co by nie zrobił i tak będzie tym
złym. Nie ważne, że on nic nie zrobił, jak widać dla niektórych liczy się to
czyim jest się dzieckiem zamiast tego, jakim ktoś jest. Przykre, lecz niestety
prawdziwe. Toren doskonale zdał sobie z tego sprawę, jednak wciąż się łudził,
że uda mu się cos z tym zrobić. Zastanawiał się nawet czy nie spróbować dogadać
się z Savą, jednak szybko zmienił zdanie po tym, co się stało Malaikiemu.
Siedział tak już dość długo, gdy nagle usłyszał jakiś szelest. Postanowił się
nie ruszać z miejsca i wciąż nasłuchiwać. Nie minęło kilka sekund, gdy okazał
się któż to taki jest sprawcą tego hałasu. By ta nikt inny jak księżniczka
Lennia. Czerwony odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że to ona. Jednak zdziwił go fakt,
iż lwiczka była wyjątkowo szczęśliwa.
- Cóż się takiego stało – zagadał nieśmiało – cała
promieniejesz
- Jestem taka szczęśliwa – pisnęła – jak zapewne wiesz była
u Rafikiego – Toren pokiwał głową – poszłam sprawdzić, co z Malaikim zresztą
jak zawsze, odkąd, odkąd… zresztą sam wiesz odkąd – lewek znów pokiwał głową –
nastawiłam się, że znów zastanę go nieprzytomnego, bo niby, co takiego miałoby
się nagle wydarzyć – lwiczka ekscytowała się coraz bardziej z każdym słowem – ja
tam zachodzę i wyobraź sobie widzę Malaikiego, który stoi o własnych łapach –
Toren wytrzeszczył oczy – ocknął się! Dzisiaj się ocknął! – Krzyczała lwiczka –
jestem taka szczęśliwa! Co prawda jeszcze musi zostać u Rafikiego, ale się ocknął,
czyli jest już dobrze – piszczała
W tym momencie Torenowi cos przyszło do głowy. Skoro lwiczka
mu to powiedziała to nie może być do niego negatywnie nastawiona. Pozostało, więc
namówić Malaikiego by to ją wskazał, jako następcę. Wiedział jednak, że to nie
będzie takie łatwe, poza tym, jeśli wyszłoby na jaw, że mieszał w tym łapy mogłoby
być z nim źle. Dlatego musiał to jeszcze przemyśleć, jednak teraz nie pozostało
mu nic innego jak cieszyć się, że w najbliższym czasie nie będzie pogrzebu, a
przynajmniej żadnego na ten moment planowanego. Bo faktem, iż nie jeden lew czy
lwica spisał już Malaikiego na pewną śmierć, a tu taka niespodzianka.
- Chodź – nagle z zamyślenia wyrwała go Lennia – trzeba mojego
ojca poinformować – piszczała zadowolona
- Ale – zaczął czerwony – przecież, ja…
- No cicho już – delikatnie pchnęła lewka – nie gadaj tylko
chodź
Toren nie dyskutował już więcej z księżniczką tyko
posłusznie skierował się za księżniczką w kierunku Lwiej Skały. Nie wiedział
jak ta sytuacja wpłynie na jego wizerunek w oczach Kovu, jednak czy cos złego mogłoby
się stać? Poza tym myśli cały czas mu zajmowała postawa księżniczki. Naprawdę
nie miał pojęcia, co powinien o niej myśleć. Możliwe było, że księżniczka uznała,
że nie jest on nikim złym, no ale cóż, kto wie jak było naprawdę. Myśli tak
pochłonęły Torena, że nim się spostrzegł był już na Lwiej Skale dosłownie parę
metrów od króla. Lennia radośnie podeszła do ojca. Radość tak bardzo rysowała
się na jej pyszczku, że Kovu spojrzał na nią jak poparzony.
- Tato, tatusiu! – Wykrzyczała radośnie – wiesz co się
stało? Na pewno wiesz! No zgadnij co się stało! – Piszczała – już dawno nie
byłam taka szczęśliwa – aż zaczęła podskakiwać w miejscu – no jak myślisz?
Nareszcie mamy powód do świętowania!
Król spojrzał na córkę poważnie. Domyślał się, o co mogło
chodzić jednak nie uważał tego za tak świetną nowinę, a przynajmniej, że aż tak
bardzo jak Lennia. Miał teraz wiele na głowie, naprawdę dużo się ostatnio działo,
o czym oczywiście lwiątka nie miały pojęcia. Postanowił jednak, że nie
zaszkodzi mu jak spróbuje poudawać dobrego ojca. W końcu, co mu szkodzi? Wziął
głęboki wdech, po czym się odezwał.
- Mogę się domyślać, że to ta sprawa, która ostatnimi czasy
spędzała ci sen z powiek – zaczął – domyślam się również, że doszło do jej szczęśliwego
rozwiązania. Wiec, jeśli się nie mylę, a jak zapewne ty i wszyscy inny wiedzą
ja prawie nigdy się nie mylę chodzi o Malaikiego – lwiczka pokiwała łebkiem za
znak aprobaty słów Kovu – więc skoro sprawa dotyczy właśnie jego to znaczy, że
nareszcie się ocknął – wydawało się jakby ostanie słowa podkreślił – a skoro
nie ma go tu z tobą – zrobił krótką pałę – tylko przyszedł tu ten wywłoka –
wyszeptał jakby dla siebie – to znaczy że nadal jest u Rafikiego, a ty zapewne chciałabyś
abym go odwiedził, zgadza się? – Lwiczka znów pokiwała łebkiem – w takim razie zajmę
się tym tylko później, a teraz, jeśli pozwolisz wrócę do swoich spraw
Gdy tylko skończył swoją wypowiedz od razu oddalił się nie
dając córce możliwości, na jaką kolwiek wypowiedz. Lwiczka nie była z tego
faktu zadowolona, niestety nie mogła nic z tym zrobić. Jednak nie przejmowała
się postawą ojca zbyt długo. W tej chwili była zbyt szczęśliwa, aby zajmować
się zamartwianiem. Szybko pożegnała się z Torenem po czy umknęła do swojego
ukochanego. Wydawało jej się, że nic nie zepsuje tego szczęścia. Niestety jak
złudne były to nadzieje, o czym miała się niedługo przekonać. Teraz jednak nieświadoma
tego, co przyniesie przyszłość skakała niemal pod chmury, a tak przynajmniej
wydawało się Torenowi, który obserwował księżniczkę jeszcze przez chwilę. Czerwony,
jako iż nie był już przedmiotem niczyich zainteresowań postanowił wrócić pod „swoje”
drzewo. Po drodze postanowił jeszcze zahaczyć o wodopój gdyż nagle bardzo
zachciało mu się pić. W końcu nic dziwnego gdyż dzień był wyjątkowo upalny. Bez
większego zastanowienia podszedł do wody, po czym zaczął pić. Zwyczajna czynność,
którą wykonuje każdy lew każdego dnia. Cóż ciekawego mogłoby być w zwykłej
rutynie. Czerwony jako jeden z nielicznych lubił taką rutynę pozwalała mu się
odprężyć. Gdy podniósł łebek znad wody nie wiadomo, dlaczego spojrzał w stronę
polujących lwic, które z oddanie wykonywały swoją rolę w stadzie. Wszystkie harmonijnie
ze sobą współpracowałyby osiągnąć wspólny cel. Wydawało się, że wszystko działa
w idealnym porządku. To właśnie takie momenty Toren uważał za wspaniałe. Momenty,
gdy wszystko tworzy jedną wspólną całość bez żadnej skazy, w takich właśnie chwilach
czół się tak dobrze jak wtedy, gdy jego matka żyła. Myślami zaczął wracać do
swojego życia na Czerwonej Ziemi do czasów sprzed wojny. Wydawało mu się to tak
odległe jakby wydarzyło się kilka epok temu, a jednak było to całkiem niedawno.
Na wspomnienie tamtych czasów z jego oczu zaczęły płynąć łzy. W tamtej właśnie chwili
uświadomił sobie, że to wcale nie Król Kovu jest jego największym wrogiem. Nie,
w końcu on zabrał mu tylko ojca. Toren wiedział, że kiedyś w przyszłości o ile
jej dożyje przyjdzie mu się zmierzyć z tym, co zabił jego matkę oraz połowę
stada, z tym, który zmusił jego ojca do szukania pomocy na Lwiej Ziemi, z tym,
który sprowadził na niego taki los.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) Tak wiem że ostania notatka
była rok temu, ale mam nadzieję że są tu tacy którzy jeszcze we mnie nie
zwątpili. Nie chcę nic obiecywać ale być może wrócę do regularnego pisania,
więc do następnego...
Pozdrawiam
Pisz dalej :)
OdpowiedzUsuń