niedziela, 22 lipca 2018

#32 Chwila ciszy

Zła ziemia tak bardzo przyciągała lwiątka. Nikt nie wiedział, co miała w sobie, ale to może przez tą aurę tajemniczości? Przez wszystkich uczestników tej nieodpowiedzialnej wycieczki przeszedł dreszcz ekscytacji, a stało się to w monecie, gdy przekroczyli kładkę.
- Naprzód przygodo! – Krzyknął Sava, po czym skierował się prosto przed siebie, niezbyt go nawet interesowało czy reszta podąża za nim.
Na szczęście, a może i nie do końca na szczęście pozostałe lwiątka miały trochę więcej w głowie od księcia i postanowiły się nie rozdzielać.  Tak już szli przez dłuższy czas. Jednak nic się takiego nie działo, mijali skały, skały, więcej skał, uschnięte rośliny, więcej uschniętych roślin i nic więcej. Savę zaczęło to już irytować, ponieważ liczył, że znajdzie tu cos ciekawego, a na jego nieszczęście nic takiego tu nie było. Nie chciała się jednak poddać i przyznać, że wyprawa w to miejsce nie miała najmniejszego sensu, bo w końcu jakże on mógłby popełnić błąd. On taki nieomylny. Do tej pory wszyscy byli cicho jednak i pozostałym pomału kończyła się cierpliwość. W końcu Huzuni przerwała ten bezsensowny marsz.
- Sava! Sava stój! - Lewek gwałtownie się odwrócił – gdzie ty nas ciągniesz? Po drodze nie widzieliśmy nic oprócz skał i martwych drzew i szczerze to wątpię by dalej było cos bardziej interesującego
Lewek wydawał się bardzo urażony wypowiedzą cioci. W końcu przecież uraziła jego dumę, a to jest niewybaczalne, gdyby tylko był już królem. Ale nie jest i nie wiadomo czy kiedykolwiek nim zostanie. Według niego to jest obraza jego osoby jednak, co on mógł z tym zrobić? Nic.
- Wiem, co robię – odezwał się po chwili ciszy – poza tym nikt przecież nie kazał ci tu ze mną przychodzić – ostatnie słowa wypowiedział niemal warcząc
- O nie mój drogi! Przesadzasz! – Warknęła – przyszłam tu z wami, bo TY jesteś nieodpowiedzialny i nie można cię na odejść krok byś nie zrobił czegoś głupiego
Już od dawna Sava nie był tak wściekły. Co ona sobie niby myśli żeby mówić do niego w ten sposób. Jak tylko zostanie królem to wszyscy pożałują tej swojej ignorancji względem niego. Bo przecież Kovu nie mógłby podjąć innej decyzji. On i tylko on nadaje się do tej roli, tak przynajmniej mu się wydawało.
- Jak śmiesz! – Warczał – Nie masz prawa tak…
- Ona ma rację – przerwała mu Rumia – naprawdę źle się zachowujesz
Gdy wszystkie oczy zwróciły się w kierunku lwiczki ta nieśmiało się skuliła. Każdy, no prawie każdy stał w tej dyskusji po stornie, po której stała księżniczka oraz Huzuni. Lwiątka naprawdę miały już dość bezsensownej wędrówki. Książę musiał ustąpić i jakoś sobie poradzić z nadszarpniętą dumą. Choć w myślach już planował zemstę jego słowa wyrażały skruchę. No może nie do końca skruchę, ale jednak był to akt poddania się.
- Widzę, że nie mam wyjścia – odparł zrezygnowany – dobrze, wracamy
Wszyscy, no może poza Shetani, która liczyła na rozlew krwi albo przynajmniej jakąś morderczą akcję, byli zadowoleni z tego, iż nareszcie wrócą z tej bezsensownej wędrówki, w którą z własnej woli się wpakowali. W drodze powrotnej na Lwią Ziemię wszyscy bardzo się ożywili. Rozmową nie było końca.
*
Tym czasem na lwiej ziemi Toren siedział pod drzewem i rozmyślał. Zastanawiał się, co zrobić by w końcu wkupić się w łaski króla Kovu. Wiedział, że dotąd dopóki jest młody niektóre sprawy mogą pozostać niezauważone. Co się jednak stanie, gdy dorośnie. Nie wiedział czy któregoś dnia nie zostanie zabity ot tak, bo król stwierdzi, że złamał jakieś prawo, o którym nikt nie miał pojęcia. Jednak im dłużej lewek myślał ty bardziej zdawał sobie sprawę, że to bezsensowne. Przecież, co by nie zrobił i tak będzie tym złym. Nie ważne, że on nic nie zrobił, jak widać dla niektórych liczy się to czyim jest się dzieckiem zamiast tego, jakim ktoś jest. Przykre, lecz niestety prawdziwe. Toren doskonale zdał sobie z tego sprawę, jednak wciąż się łudził, że uda mu się cos z tym zrobić. Zastanawiał się nawet czy nie spróbować dogadać się z Savą, jednak szybko zmienił zdanie po tym, co się stało Malaikiemu. Siedział tak już dość długo, gdy nagle usłyszał jakiś szelest. Postanowił się nie ruszać z miejsca i wciąż nasłuchiwać. Nie minęło kilka sekund, gdy okazał się któż to taki jest sprawcą tego hałasu. By ta nikt inny jak księżniczka Lennia. Czerwony odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że to ona. Jednak zdziwił go fakt, iż lwiczka była wyjątkowo szczęśliwa.
- Cóż się takiego stało – zagadał nieśmiało – cała promieniejesz
- Jestem taka szczęśliwa – pisnęła – jak zapewne wiesz była u Rafikiego – Toren pokiwał głową – poszłam sprawdzić, co z Malaikim zresztą jak zawsze, odkąd, odkąd… zresztą sam wiesz odkąd – lewek znów pokiwał głową – nastawiłam się, że znów zastanę go nieprzytomnego, bo niby, co takiego miałoby się nagle wydarzyć – lwiczka ekscytowała się coraz bardziej z każdym słowem – ja tam zachodzę i wyobraź sobie widzę Malaikiego, który stoi o własnych łapach – Toren wytrzeszczył oczy – ocknął się! Dzisiaj się ocknął! – Krzyczała lwiczka – jestem taka szczęśliwa! Co prawda jeszcze musi zostać u Rafikiego, ale się ocknął, czyli jest już dobrze – piszczała
W tym momencie Torenowi cos przyszło do głowy. Skoro lwiczka mu to powiedziała to nie może być do niego negatywnie nastawiona. Pozostało, więc namówić Malaikiego by to ją wskazał, jako następcę. Wiedział jednak, że to nie będzie takie łatwe, poza tym, jeśli wyszłoby na jaw, że mieszał w tym łapy mogłoby być z nim źle. Dlatego musiał to jeszcze przemyśleć, jednak teraz nie pozostało mu nic innego jak cieszyć się, że w najbliższym czasie nie będzie pogrzebu, a przynajmniej żadnego na ten moment planowanego. Bo faktem, iż nie jeden lew czy lwica spisał już Malaikiego na pewną śmierć, a tu taka niespodzianka.
- Chodź – nagle z zamyślenia wyrwała go Lennia – trzeba mojego ojca poinformować – piszczała zadowolona
- Ale – zaczął czerwony – przecież, ja…
- No cicho już – delikatnie pchnęła lewka – nie gadaj tylko chodź
Toren nie dyskutował już więcej z księżniczką tyko posłusznie skierował się za księżniczką w kierunku Lwiej Skały. Nie wiedział jak ta sytuacja wpłynie na jego wizerunek w oczach Kovu, jednak czy cos złego mogłoby się stać? Poza tym myśli cały czas mu zajmowała postawa księżniczki. Naprawdę nie miał pojęcia, co powinien o niej myśleć. Możliwe było, że księżniczka uznała, że nie jest on nikim złym, no ale cóż, kto wie jak było naprawdę. Myśli tak pochłonęły Torena, że nim się spostrzegł był już na Lwiej Skale dosłownie parę metrów od króla. Lennia radośnie podeszła do ojca. Radość tak bardzo rysowała się na jej pyszczku, że Kovu spojrzał na nią jak poparzony.
- Tato, tatusiu! – Wykrzyczała radośnie – wiesz co się stało? Na pewno wiesz! No zgadnij co się stało! – Piszczała – już dawno nie byłam taka szczęśliwa – aż zaczęła podskakiwać w miejscu – no jak myślisz? Nareszcie mamy powód do świętowania!
Król spojrzał na córkę poważnie. Domyślał się, o co mogło chodzić jednak nie uważał tego za tak świetną nowinę, a przynajmniej, że aż tak bardzo jak Lennia. Miał teraz wiele na głowie, naprawdę dużo się ostatnio działo, o czym oczywiście lwiątka nie miały pojęcia. Postanowił jednak, że nie zaszkodzi mu jak spróbuje poudawać dobrego ojca. W końcu, co mu szkodzi? Wziął głęboki wdech, po czym się odezwał.
- Mogę się domyślać, że to ta sprawa, która ostatnimi czasy spędzała ci sen z powiek – zaczął – domyślam się również, że doszło do jej szczęśliwego rozwiązania. Wiec, jeśli się nie mylę, a jak zapewne ty i wszyscy inny wiedzą ja prawie nigdy się nie mylę chodzi o Malaikiego – lwiczka pokiwała łebkiem za znak aprobaty słów Kovu – więc skoro sprawa dotyczy właśnie jego to znaczy, że nareszcie się ocknął – wydawało się jakby ostanie słowa podkreślił – a skoro nie ma go tu z tobą – zrobił krótką pałę – tylko przyszedł tu ten wywłoka – wyszeptał jakby dla siebie – to znaczy że nadal jest u Rafikiego, a ty zapewne chciałabyś abym go odwiedził, zgadza się? – Lwiczka znów pokiwała łebkiem – w takim razie zajmę się tym tylko później, a teraz, jeśli pozwolisz wrócę do swoich spraw

Gdy tylko skończył swoją wypowiedz od razu oddalił się nie dając córce możliwości, na jaką kolwiek wypowiedz. Lwiczka nie była z tego faktu zadowolona, niestety nie mogła nic z tym zrobić. Jednak nie przejmowała się postawą ojca zbyt długo. W tej chwili była zbyt szczęśliwa, aby zajmować się zamartwianiem. Szybko pożegnała się z Torenem po czy umknęła do swojego ukochanego. Wydawało jej się, że nic nie zepsuje tego szczęścia. Niestety jak złudne były to nadzieje, o czym miała się niedługo przekonać. Teraz jednak nieświadoma tego, co przyniesie przyszłość skakała niemal pod chmury, a tak przynajmniej wydawało się Torenowi, który obserwował księżniczkę jeszcze przez chwilę. Czerwony, jako iż nie był już przedmiotem niczyich zainteresowań postanowił wrócić pod „swoje” drzewo. Po drodze postanowił jeszcze zahaczyć o wodopój gdyż nagle bardzo zachciało mu się pić. W końcu nic dziwnego gdyż dzień był wyjątkowo upalny. Bez większego zastanowienia podszedł do wody, po czym zaczął pić. Zwyczajna czynność, którą wykonuje każdy lew każdego dnia. Cóż ciekawego mogłoby być w zwykłej rutynie. Czerwony jako jeden z nielicznych lubił taką rutynę pozwalała mu się odprężyć. Gdy podniósł łebek znad wody nie wiadomo, dlaczego spojrzał w stronę polujących lwic, które z oddanie wykonywały swoją rolę w stadzie. Wszystkie harmonijnie ze sobą współpracowałyby osiągnąć wspólny cel. Wydawało się, że wszystko działa w idealnym porządku. To właśnie takie momenty Toren uważał za wspaniałe. Momenty, gdy wszystko tworzy jedną wspólną całość bez żadnej skazy, w takich właśnie chwilach czół się tak dobrze jak wtedy, gdy jego matka żyła. Myślami zaczął wracać do swojego życia na Czerwonej Ziemi do czasów sprzed wojny. Wydawało mu się to tak odległe jakby wydarzyło się kilka epok temu, a jednak było to całkiem niedawno. Na wspomnienie tamtych czasów z jego oczu zaczęły płynąć łzy. W tamtej właśnie chwili uświadomił sobie, że to wcale nie Król Kovu jest jego największym wrogiem. Nie, w końcu on zabrał mu tylko ojca. Toren wiedział, że kiedyś w przyszłości o ile jej dożyje przyjdzie mu się zmierzyć z tym, co zabił jego matkę oraz połowę stada, z tym, który zmusił jego ojca do szukania pomocy na Lwiej Ziemi, z tym, który sprowadził na niego taki los.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) Tak wiem że ostania notatka była rok temu, ale mam nadzieję że są tu tacy którzy jeszcze we mnie nie zwątpili. Nie chcę nic obiecywać ale być może wrócę do regularnego pisania, więc do następnego...

Pozdrawiam

1 komentarz: