niedziela, 12 sierpnia 2018

#35 Niewinna zabawa

Kovu spojrzał na niego z pogardą. Nie lubił gdy Toren kręcił się mu pod nogami. Tym bardziej gdy robił to pod jego jaskinią do której tak właściwie nie miał wstępu.
- a co ty tu na wszystkich przodków robisz? – zapytał najłagodniej jak tylko umiał – chyba wiesz że nie powinno ciebie tu być?
- tak… ja… - zaczął – ja wiem i właśnie… ja… - jąkał się – ja już sobie miałem iść –  Toren próbował jakoś wybrnąć z tej sytuacji – także jeśli można… to… to ja sobie już pójdę – wysilił się na uśmiech
Kovu spojrzał na niego jak na jakąś zwierzynę łowną. Ten dzieciak naprawdę działał mu na nerwy. Jednak o dziwo Kovu był w tak dobrym humorze że był bardziej łaskawy.
- najchętniej pozbyłbym się ciebie w tej chwili, ale – przerwał – masz dzisiaj szczęście i ci daruję, jednak na przyszłość – spojrzał na czerwonego groźnie – nie wchodź mi w paradę bo może się to dla ciebie nie najlepiej skończyć
Toren pokiwał głową na znak że rozumie. Po czym nie tracąc ani chwili wyminął króla i zaczął czym prędzej od niego się oddalać. Kovu spojrzał na niego ukradkiem by upewnić że lewek na pewno się oddalił. Gdy już to zrobił skierowała się do jaskini gdzie zastał Kiarę wraz z dziećmi i Huzuni. Wszyscy rozpaczali Kovu niezbyt ich rozumiał. W końcu co się stało to się stało i nikt ani nic tego nie zmieni. Uważał że rozpacz jest bez sensu, on sam nie uronił ani jednej łzy. Zresztą i tak w przeszłości wystarczająco dużo wycierpiał przez Simbę więc dlaczego jego śmierć miała by nim wzruszyć? Mimo wszystko nie był wstanie patrzeć na ten wszech ogarniający smutek.
- przykro mi – zaczął – jednak… - oczy zebranych zwróciły się w jego stronę – nie ważne jak bardzo byśmy nie rozpaczali to niczego nie zmieni – delikatnie się uśmiechnął – jak myślicie czy Simba był by szczęśliwy gdyby was teraz zobaczył w takim stanie?
Nikt nie wiedział co powiedzieć. Wszyscy z zebranych w jaskini wiedzieli że król ma rację, jednak zastosowanie się do jego słów nie było takie proste. Jak powiedzieć sercu nie płacz gdy straciło się ważną dla siebie osobę. To nie takie proste, rozum mówi jedno zaś serce drugie. Zazwyczaj wygrywa serce i uczucia którymi darzyło się daną osobę. Choćby nie wiem jak racjonalne były argumenty to i tak rozum jest za słaby w boju o odczucia. W jaskini zapanowała cisza. No może nie do końca bo co chwilę słychać było ciche pochlipywania któregoś z lwiątek. Po dłuższej chwili zachrypniętym głosem odezwała się Kiara.
- nie chcę aby dzieci cierpiały – spojrzała na lwiątka – jednak one straciły dziadka, ojca – spojrzała smutno – a ciebie nawet przy nich nie ma, nie chcę się kłócić – przerwała – nie teraz, ale wszyscy potrzebujemy twojego wsparcia. Wcale nie tak łatwo pogodzić się ze stratą
W tym momencie Kovu zrobił coś niesłychanego, oczywiście jak na niego. Podszedł do Kiary i ją przytulił. W pierwszej chwili królowa była zszokowana jednak kilka sekund później wtuliła się w męża. Stali tak już przez dłuższy moment nim Kovu się odezwał.
- wiem że dawno już tego nie robiliśmy ale… - uśmiechnął się delikatnie – chyba czas do tego wrócić – odsunął się od Kiary – chodźmy razem na obchód po sawannie. Tak jak kiedyś – wskazał łapą wyjście z jaskini – bez zmartwień i trosk
Lwiątka na tę propozycję od razu się ożywiły i momentalnie zaczęły biegać w około nóg króla. Kiara nie była zbytnia przekonana do tego pomysły, a na dodatek jeszcze wciąż była oszołomiona chwilową zmianą Kovu. Tak bardzo chciała by on był taki zawsze, a nie tylko w obliczu tragedii. Jednak nie miała zamiaru odmawiać tym bardziej iż wiedziała że coś takiego może się prędko nie powtórzyć. Postanowiła więc wyrazić swoją aprobatę, a na znak że zgadza się na ten pomysł pokiwała delikatnie głową. Gdy tylko to zrobiła cała szóstka nie czekając dłużej wyszła z jaskini i skierowała się ku zejściu z Lwiej Skały.
*
Tymczasem w innej części sawanny przebywała grupka nieco mniej wesołych niż zwykle, ale jednak wcale nie smutnych lwiątek. Wśród nich był niewyróżniający się zbytnio Mazuri. Lewek jak zawsze wolał stać na uboczu. Nie lubił się wyróżniać, a przynajmniej nie chciał być w centrum uwagi. Zawsze stał z boku i być może dlatego jeszcze nikomu nie zdążył się narazić. Tego jednak dnia postanowił wykorzystać nieobecność księcia i księżniczek by wreszcie się zabawić.
- co wy na to by pobawić się w berka – powiedział Mazuri ochoczo
- łał – zaśmiała się Shetani – ty mówisz? Doprawdy niezwykłe – musiała dodać swoje cztery grosze
Reszta lwiątek spojrzała się na nią dziwnie. Choć z drugiej strony jej zachowanie nie powinno ich już ani trochę dziwić w końcu szara do zawsze taka była.
- ty to jak coś powiesz Shetani – zaczął Malaiki – czasem mogłabyś naprawdę zamilknąć – lwica zawarczała na niego – ale naprawdę nie ma powodu się denerwować, nie chcę tak szybko wracać do Rafikiego
Lewek oczywiście ostatnie zdanie powiedział w żartach, ale i tak wywołało to niemałe zmieszanie na pyszczkach wszystkich lwiątek. Jakby nie było sprawa z poturbowaniem Malaikiego przez Savę wciąż nie ucichła, a lewek do tej pory nie podjął decyzji czy przebacza przyjacielowi. Lwiątka przez chwilę milczały, ale gdy partner Lenni wesoło się uśmiechnął znów się ożywiły. Pomysł Mazuriego naprawdę im się spodobał. Wesoło biegały i goniąc się wzajemnie w jednej chwili zapomniały o wszystkich troskach. W pewnym momencie Shetani potknęła się, a z jej łapy zaczęła płynąć krew.
- ałł – syknęła lwiczka – ktoś mi pomoże? – zawyła
- biegnę po Rafikiego – odparł Mazuri – zaraz wracam – szybko skierował się do drzewa pawiana
Od razu zaczął biec w obranym kierunku. Bardzo bał się o Shetani. Jego myśli zaprzątał fakt że przez jego pomysł lwiczka się zraniła i kto wie jakie to może mieć dla niej konsekwencje. Bo co jeśli już nigdy nie będzie mogła biegać, albo co gorsza chodzić? Choć te wizje wydawały mu się irracjonalne to nie mógł ich wykluczyć. W końcu po dłuższej chwili dotarł na miejsce. Oczywiście jak zawsze problemem okazało się dostanie do Rafikiego. Dla dorosłego lwa to była bułka z masłem, ale dla lwiątka nie lada wyczyn. Mazuri jednak wiedział że nieważne jak ale mu tam się dostać. Zaczął więc się wspinać, niestety nie miał zbytnio wprawy i szybo zsunął się z drzewa. Nie zamierzał się jednak poddawać. Więc zaczął jeszcze raz i znów się nie udało. Lewek próbował dalej i dalej i dalej aż w końcu narobił takiego hałasu że Rafiki sam wyjrzał co się dzieje.
- o Rafiki – zaczął Mazuri zwracając tym samym uwagę pawiana – Shetani potrzebuje pomocy
Rafiki spojrzał na lewka, pokręcił głową, wziął dwa wdechy po czym zmierzył go wzrokiem i dopiero się odezwał – co się stało?
- bawiliśmy się, a ona się potknęła – zaczął – i z jej łapy zaczęła lecieć krew, nie wiem co się stało
Rafiki na chwilę się zamyślił – poczekaj tu chwilę – odparł, po czym wrócił na swoje drzewo
Nie było go już dłuższą chwilę, a Mazuri zaczął się już niecierpliwić w końcu nadal nie wiedział co z Shetani. Gdy już bardzo zniecierpliwiony miał zacząć wspinać się na drzewo Rafikiego, pawian wyszedł i za pomocą jednego skoku pojawił się przy lewku.

- prowadź – odparł Pawian który teraz taszczył ze sobą jakieś specyfiki. Lewek szybkim krokiem zaczął iść w kierunku miejsca gdzie wcześniej razem z innymi wesoło bawił się w berka. Droga powrotna zajęła mu więcej czasu ponieważ Rafiki poruszał się bardzo wolno, co irytowało białego. Nie chciał jednak zwracać mu uwagi, życie wystarczająco dobrze nauczyło go że czasem warto milczeć. Kiedy w końcu dotarli na miejsce lewek zauważył że Shetani nie ruszyła się z miejsca w którym ją zostawił, ale była wyraźnie poirytowana. Za to pozostali, a szczególnie Malaiki wydawali się być w naprawdę dobrych humorach na dodatek Mazuri był pewny że się z czegoś śmiali, a raczej z kogoś. Jak się domyślił sytuacja w której znalazła się Shetani była dobrym powodem do drwin kierowanych pod jej adresem. Jednak gdy pojawił się Rafiki całe towarzystwo jakby odrobinę się opanowało. Pawian podszedł do lwicy po czym pokiwał w głową w charakterystyczny dla siebie sposób następnie obejrzał jej łapę po czym opatrzył za pomocą tego co przyniósł. Jak się okazało było to tylko niegroźne zadrapanie czyli nic co by nie wygoiło by się w najbliższym czasie. Po skończeniu swojego zadania Rafiki postanowił wrócić do swoich wcześniejszych zadań więc w ciągu kilku chwil zniknął lwiątkom z oczu. Shetani zaś była wielce obrażona, a Mazuri nadal nie wiedział o co, więc opuściła swoje dotychczasowe towarzystwo i skierowała się w tylko sobie znanym kierunku. Biały również jakby stracił ochotę na zabawę więc postanowił trochę pozwiedzać Lwia Ziemię. Zazwyczaj tego nie robił, ale sporadycznie zdarzało mu się mieć ochotę na samotną przechadzkę. Nie zwracając więc uwagi na pozostałe lwiątka ruszył prosto prze siebie. Szedł bardzo wolno jakby na cos oczekiwał poza tym rozglądał się dookoła starając zapamiętać każdy szczegół miejsca w którym akurat był. Nie było to nic niezwykłego. Polana porośnięta trawą w oddali kilka drzew i tyle, nic niezwykłego czy też ciekawego. Nagle jednak tuż obok niego mignął jakiś cień. Zdarzył się to jednak tak szybko że Mazuri nie był w stanie określić co to było. Nie przejął się jednak tym jakoś bardzo myśląc że zapewne była to surykatka czy cos takiego więc po prostu wrócił do swojej bezcelowej wędrówki.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) 

niedziela, 5 sierpnia 2018

#34 Oblicze śmierci i miłości

Simba, a raczej jego ciało leżało bezwładnie u podnóża Lwiej Skały. Widok był straszny, nie minęła chwila, gdy na miejsce tragedii zbiegło się całe stado. No może nie do końca całe gdyż nie wszyscy znajdowali się akurat w tym czasie na Lwiej Skale. Jednak ci, którzy akurat byli niedaleko miejsca wypadku zwabieni ciekawością i strachem zjawili się niemal natychmiast. Jednak chyba nikt nie spodziewał się zastać takiego widoku. Wokół zaczęło się robić zamieszanie. Naprawdę ciężko było uwierzyć, że były król, który pomimo upływu lat wciąż był w bardzo dobrej kondycji fizycznej mógł już być po drugiej stronie. Nawet, pomimo iż każdy wiedział, że po śmierci Nali był emocjonalnie rozchwiany i kiedyś nastąpi dzień, gdy Simba odejdzie, ale nikomu by przez myśl nie przeszło, że nadejdzie ona tak szybko. Nagle wśród zebranych zjawił się Kovu, który o dziwo nie przybył od razu na miejsce, choć znajdował się niedaleko. Na jego widok wszyscy zgromadzeni zamilkli, a niektórzy rozstąpili się by król mógł przejść. Gdy podszedł do ciała byłego króla delikatnie się uśmiechnął i po czym wyszeptał „hakuna kitu kinanisimama”. Powiedział to jednak na tyle cicho by nikt z zebranych go nie usłyszał. Po chwili podszedł do zrozpaczonej Kiary, która momentalnie wtuliła się w lwa. Tak bardzo go teraz potrzebowała. Nie mogła jednak zapominać, że nie są już nastolatkami, którzy byli gotowi na największe poświęcenie, aby tylko być razem. Królowa doskonale pamiętała czasy, gdy Kovu musiał walczyć o uznanie Simby, czasy, w których musiał udowadniać, że nie jest zły. Właśnie, że nie jest zły, jednak czy cos się zmieniło? Wydawać by się mogło, że zmieniło się wszystko jak i nic, ale to było zbyt skomplikowane. Kiarę z zamyślenia wyrwał głos Rafikiego.
- tak mi przykro - powiedział pawian – chyba nikt się nie spodziewał śmierci Simby, a na pewno nie tak szybko – spojrzał na władców smutno – wiem, że to trudne dla nas wszystkich, ale… - zrobił krótką pauzę – należy jak najszybciej zająć się pochówkiem
Kiara odsunęła się od Kovu i spojrzała na Rafikiego. Wyglądała, co najmniej źle. Cała zapłakana z podkrążonymi oczami, które ewidentnie miała już wcześniej, ale teraz łzy bardzo ten szczegół uwydatniły. Wzięła głęboki wdech, po czym chłodnym tonem, którego nigdy dotychczas nie używała, odparła.
- Rafiki proszę – znów wzięła głęboki wdech – zajmij się tym, ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego – przerwała na chwilę – najlepiej jakbyś zrobił to, czym prędzej, a co do was – spojrzała na zebranych – to proszę was o powrót do swoich zajęć, śmierć mojego ojca – przełknęła głośno ślinę – to nie widowisko
Po swojej wypowiedzi królowa skierowała się z powrotem na Lwią Skałę, a tuż za nią podążyła większość stada. Kovu też nie zamierzał zostawać w tamtym miejscu i tak dla odmiany od tego, co robił zazwyczaj pójść sprawdzić jakaś granicę. Nie wiedział jednak, do której konkretnie miałby ochotę pójść, więc stwierdził ze sprawdzi pierwszą, do której dojdzie.
*
W zupełnie innej części sawanny pod jakimś drzewem siedziała Rumia. Jeszcze nie wiedziała, co się stało pod Lwią Skałą, ale mimo wszystko lwiczka była przygnębiona. Już od dłuższego czasu była zauroczona w pewnym lewku. Niby nic niezwykłego w końcu przecież prawie każde lwiątko przez to przechodzi. Jednak problemem było nie samo uczucie, ale to, kogo nim obdarowała. Rumia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż nigdy nie była i nie będzie ulubienicą ojca, choć nie wiem jak by się starała. Poza tym lepiej niż inni wiedziała, że król nie darzy sympatią Torena, który przecież był jaj tak bardzo bliski. Bardzo chciałaby to się zmieniło jednak niestety nie miała na to żadnego wpływu. Ubolewała nad faktem, że nie może nic zrobić by ojciec zaakceptował jej wybór. Lwiczka była pewna, że do końca życia pragnie być tylko z Torenem. Widziała jednak, że Kovu nigdy się na to nie zgodzi poza tym wciąż nie była pewna, jakimi uczuciami darzy ją czerwony. W końcu jak by nie patrzeć nie byli sobie tak bardzo bliscy, a przynajmniej tak jej się wydawało. Były momenty, że nawet chciała z nim o tym porozmawiać, jednak nigdy nie starczyło jej na tyle odwagi by to zrobić. Przygnębiał ją jednak fakt, że i tak nie ważne czy Toren czół to samo do niej, co ona do niego, bo i tak zawsze na jej drodze będzie stał ojciec. W jednej chwili pragnęła tylko czerwonego zaś w drugiej nie miał on żadnego znaczenia gdyż przed oczami miała Kovu. Rumia była w totalnej rozsypce, nie wiedziała, co zrobić. Miała wrażenie jakby, kto umieścił ją w jakimś koszmarze. Przez pewien czas próbowała znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Obecnie była na etapie unikania czerwonego jak ognia jednak ku niepocieszeniu różowej jej uczucia do Torena wcale nie słabły. Można powiedzieć, że z dnia na dzień rosły. Rumia nie wiedziała, co zrobić, ale przecież, od czego są znajomi jak nie od udzielania genialnych rad. Nie tak dawno różowa poprosiła o pomoc Shetani. Oczywiście tak jak zawsze lwiczka udzieliła genialnej rady, sama tak przynajmniej uważała. Powiedziała Rumii, że nie widzi rozwiązania tej sytuacji i różowa albo się z tym pogodzi lub jest też inna opcja, bo przecież zawsze różowa może skoczyć z czubka Lwiej Skały. Pomimo iż takie rozwiązania wydawało się Rumii niezmiernie głupie to teraz młoda poważnie się zastanawiała czy aby to nie było najlepsze wyjście. Zapewne przesiedziałaby tak jeszcze długo gdyby nagle tuż obok niej nie zjawił się Kalemin.
- och księżniczko tu jesteś – powiedział zdyszany lis – wszędzie cię szukałem – przerwałby złapać oddech - musisz wrócić na Lwią Skałę i to w tej chwili
Rumia była zdziwiona tym, że tak nagle ma pojawić się na Lwiej Skale. W jej mniemaniu był to zwykły dzień, podczas którego nikogo nie obchodziło, co się z nią działo, a tu proszę tak niespodzianka. Rumia szybko kiwnęła łebkiem na znak, że zrozumiała, po czym razem z lisem ruszyła biegiem w obranym wcześniej kierunku. Na szczęście miejsce jej dotychczasowego pobytu nie było bardzo daleko, więc po kilku chwilach byli już na miejscu. Rumia nie mogła nie zauważyć przygnębienia, jakie panowało wokoło i dopiero teraz zaczęła się bać. Szybko pobiegła do głównej jaskini gdzie było jej rodzeństwo, matka oraz Huzuni. Wszyscy płakali, co jeszcze bardziej napawało ją niepewnością dodatkowo nigdzie nie widziała Kovu i przez moment zaczęła się martwić, że to właśnie jemu się cos stało. Co prawda jakby jej ojca już nie było połowa jej problemu nagle znikła, ale naprawdę nie chciałby cos mu się stało. Może on jej nie kochał, ale ona jego tak w końcu przecież był jej ojcem. Nie mogąc dłużej znieść tej nie wiedzy, więc w końcu postanowiła zwrócić na siebie uwagę.
- mamo… - zaczęła niepewnie – co się stało? – Po chwili Kiara spojrzała w jej kierunku – co się dzieje? Dlaczego wszyscy płaczą? – Dopytywała – proszę odpowiedz
Kiara spojrzała na córkę ze smutkiem w oczach. Nie chciała jej tego mówić, jednak wiedział, że musi. Nie może przecież tego przed nią ukrywać, bo i tak wcześniej czy później lwiczka się dowie. Po dłuższej chwili królowa w końcu zebrała się w sobie by odpowiedzieć.
- nie wiem jak to się stało – zaczęła niepewnie – ale… - do jej oczu znów napłynęły łzy – dziadek nie żyje – powiedziała w końcu
Dla Rumii te słowa były jak strzał w potylicę. Pod lwiczka momentalnie ugięły się nogi. Po chwili różowa leżała na ziemi i zanosiła się szlochem. To, co usłyszała do reszty nią wstrząsnęło. Jednak chyba najbardziej bolało ją to, że ostatnio bardzo unikała dziadka i nawet nie zdążyła się z nim pożegnać. Tak bardzo chciała cofnąć czas, chciała, ale nie mogła. Teraz miała kolejny powód, dla którego warto posłuchać rady.

Tym czasem do jaskini ukradkiem zaglądał Toren. Bardzo chciał jakoś pomóc Rumii. Niestety po pierwsze nie mógł, bo mogłoby się to dla niego źle skończyć, a po drugie nawet jakby było mu dane pomóc lwiczce poczuć się lepiej to i tak nie wiedziałby jak. Gdy patrzył na jej rozpacz jego serce rozpadało się na milion kawałeczków, tak bardzo chciałby była szczęśliwa. Była jego pierwszą przyjaciółką, a teraz jeszcze na dodatek była dla niego kimś więcej. Była jego sensem życia, choć wiedział, że to jednostronne uczucie to jednak nie chciał go tłumić. Poza tym zapewne nawet jakby chciał to i tak by mu się nie udało. Rumia była dla niego nieosiągalna, na drodze do niej stał Kovu, a nawet gdyby nie stał to i tak lwiczka zapewne by go nie chciała. Ona była księżniczką, a on… On był nikim. Bo kim może być syn zdrajcy? Uważał, że nie zasługuje na kogoś tak wspaniałego jak Rumia, ale mimo wszystko chciał się o nią troszczyć. Zawsze, gdy patrzył na różową podzielał jej emocje. Gdy była szczęśliwa i on był szczęśliwy, podobnie było jak była smutna czy zła. Taki to był urok tego dziwnego uczucia, którym ją darzył i nic nie mogło tego zmienić. Wątpił, że jeszcze, kiedy uda mu się czuć cos tak silnego do kogoś innego niż Rumia. Po dłuższej chwili namysłu postanowił wrócić do swoich zajęć w końcu i tak jego obecność tutaj była zbędna. Ostrożnie zaczął się wycofywać by odejść jak najdalej od jaskinie nie robiąc przy tym hałasu. Jednak, gdy zrobił kilka kroków stanął tuż przed swoim najgorszym koszmarem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kto płacze tak samo jak ja? Mam nadzieję że się podobało :) Szczerze to bardzo źle pisało mi się te notatkę kilkanaście razy zmieniałam wszystko, dodawałam usuwałam. Jakos nie pisze mi się najlepiej takich scen, no ale jest, napisałam. No to nie pozostaje nic jak tylko "Do następnego"
Pozdrawiam