niedziela, 29 lipca 2018

#33. Zło zakrada się do serca

Od wizyty lwiątek na złej ziemi minęło już trochę czasu. Na szczęście dla nich ta wyprawa przeszła niezauważona. No cóż lwiątka miały wiele szczęścia, że nie natchnęły się na nikogo niepowołanego. W końcu samotnie wędrujące lwiątka na obcym terenie łatwo mogłyby paść ofiarą takich stworzeń jak na przykład hieny lub istniała też ewentualność ze, kto chciałby je wykorzystać do zawładnięcia Lwią Ziemią, a takie lwy mogły być wszędzie. Jednak nic się nie stało. Niestety nie wszystkie lwiątka to doceniały. Savie ewidentnie brakowało wrażeń. Jednak od kont dowiedział się, że jego przyjaciel przeżyje starał się nie robić nic głupiego i o dziwo wcale nie szło mu tak najgorzej. Do tej pory jeszcze nikogo nie ogłuszył, więc był duży postęp. Szkoda tylko, że takiego postępu nie było w jego sercu, które ciągle pragnęło zemsty. Wiedział jednak, że musi być jak najlepszy by Malaiki zdecydował, że to on nadaje się na króla, a nie jego siostra. Liczył na rozsądek Malaikiego. Na początku podejrzewał, że lewek podejmie decyzję od razu, ale skoro ten tego nie zrobił to Sava uznał, że nadal ma szansę na tron. Uważał, że to najwspanialsza rzecz na świecie, po prostu być następcą. Nie musieć zabijać rodzeństwa tylko po to by dostać koronę tylko po prostu ją mieć od zawsze. Ciężko mu było się przystosować, ale wiedział, że musi. W końcu jak by nie patrzeć cel uświęca środki. Chorensja wróciła na Lwią Skałę, pomimo iż nie była do końca sprawna. Miała duże problemy z chodzeniem, a szczególny problem sprawiały jej tylnie łapy. Mała była jednak dzielna i z drobnymi problemami, ale jednak poruszała się po Lwiej Skale. Niestety była na tyle nie sprawna, że nie mogła jej opuszczać by bawić się z innymi lwiątkami. Malaiki był już w pełni zdrowy i całkowicie oddał się życiu, jakie prowadziły inne lwiątka. Jednak bacznie obserwował zachowanie Savy. Zdarzało mu się również obserwować ukochaną tylko po to by stwierdzić, które z rodzeństwa bardziej nadaje się na władcę. Jednak nadal nie umiał podjąć decyzji.
Podczas gdy lwiątka żyły swoim życiem i swoimi sprawami Kovu miał, co innego na głowie, a może raczej, kogo innego już od dawna nie obchodziły go sprawy królestwa. Tym zajmowała się Kiara. Kovu pochłonięty był długimi rozmyślaniami na odnośnie tego jak wychować idealnego władcę oraz jak bardziej zbliżyć się do lwic. Wiedział, że jako król ma autorytet i żadna mu się nie sprzeciwi, nie chciał jednak im mimo wszystko niczego narzucać. Uważał, że ciekawsza zabawa jest, gdy same ulegają jego wdziękom. Teraz na oku miał drobną i wyjątkowo grzeczna lwicę. Była nią Alra, dokładnie ta lwica, która opiekowała się Torenem. Chciał się do niej zbliżyć, choć sam nie wiedział, dlaczego. Zazwyczaj trzymał się od takich lwic z daleka, a tu proszę taka niespodzianka. Jakoś chwilę temu wysłał po nią Kalemina, więc teraz czekał na jej przybycie i szczerze niecierpliwił się. Na szczęście lwica nie kazała mu na siebie długo czekać.
- Panie wzywałeś mnie – powiedziała na dzień dobry – Kalemin poinformował mnie przed chwilą, przepraszam, że musiałeś czekać
- Tak, wzywałem – odparł – chciałbym z tobą porozmawiać, ale może nie tutaj – rozejrzał się po jaskini – może przespacerujemy się i na spokojnie porozmawiamy
Lwica skinęła i niemal od razu podążyła za królem, który szybko ruszył w kierunku zejścia z Lwiej Skały. Tego zejścia, które jest utrapieniem dla młodych lwiątek. Na szczęście dorosłym lwom i lwicom nie sprawia żadnego problemu. Król Kovu podążył prosto przed siebie nie kierując się w żadne konkretne miejsce, zaś Alra podążyła tuż za nim. Chwile szli w ciszy jednak nie trwała ona długo.
- Alra powiedz mi proszę – zaczął Kovu – jak to jest ze uroda zawsze idzie w parze z inteligencja – Alra spojrzała na niego zaskoczona – proszę odpowiedz, uważam, że lwica obdarzona właśnie tymi cechami doskonale będzie wiedziała, dlaczego tak właśnie jest
- Wasza Wysokość dziękuję za komplement, a naprawdę nie rozumiem, o co chodzi – odparła nieśmiało, – ale oczywiście, jeśli Król chce znać moje zdanie – zaczęła – to uważam, iż te cechy nie zawsze idą ze sobą w parze
- Doprawdy zaskakujesz mnie moja droga Alro – udał zdziwionego – jesteś jeszcze mądrzejsza niż myślałem w takim razie – uśmiechnął się chytrze – powiedz mi, co o mnie sądzisz, ale proszę cię byś była szczera. Zniosę wszystko co powiesz, nawet jeśli to będzie sama krytyka, więc proszę nie krępuj się
- Ja naprawdę nie rozumiem, ale – zaczęła nieśmiało – wiedz Królu, iż naprawdę cię cenię, tak samo jak każdy twój poddany, ciężko mi porównywać cię do innych władców gdyż na ogół tego nie robię – zrobiła krótką pauzę – jednak bez problemu mogę powiedzieć, że jesteś wielkim i potężnym królem, choć odrobinę martwię się o Królową chodzi jakoś zmartwiona ostatnimi czasy
- Dziękuję ci za twoją szczerość – przerwał – jeśli chodzi o Kiarę to nie ma, co się nią przejmować – spojrzał na lwicę – nic jej nie będzie, jednak, co do ciebie to nie chciałabyś może mi częściej towarzyszyć – delikatnie się uśmiechnął – twoje towarzystwo daje mi dużo radości
- Och Wasza Wysokość naprawdę nie wiem – przerwała – muszę to przemyśleć, więc jeśli Król pozwoli to ja już wrócę do swoich obowiązków
Kovu skinął lwicy na zgodę zaś sam postanowił kontynuować bezcelowy spacer, jakoś nie miał ochoty wracać na Lwią Skałę i wysłuchiwać narzekań Kiary. Naprawdę nie lubił jak Kira robiła mu wypominki, że nic nie robi i wszystko zostawia na jej głowie, ale w sumie to nie powinna się czepiać, bo to w końcu ona jest dzieckiem Simby nie on. Królowa jednak najwyraźniej lubiła sobie ponarzekać, a Król nic sobie z tego nie robił, bo niby, dlaczego miałby się przejmować jej gadaniem? On miał swoje sprawy, a Kiara według niego nie powinna się w to mieszać tylko należycie zająć królestwem. W końcu jak by nie patrzeć, podczas gdy ona robi mu wypominki traci cenny czas, który mogłaby poświęcić na cos innego.
*
W jednej z mniejszych jaskiń na Lwiej Skale odpoczywał zmęczony patrolowaniem granicy ze Złą Ziemią Kopa. Sam się sobie dziwił, że do tej pory to wciąż robi.  Doskonale wiedział co się dziele, zdawał sobie lepiej niż nikt inny sprawę z tego, że Kovu jako król nie robi nic. Miał naprawdę szczerą ochotę się go pozbyć jednak uważał, że to jeszcze nie jest dobry moment. Gdy tak siedział pogrążony w ciszy do jaskini weszła Vitani. Lwica jak zawsze emanowała energią. Jednak, gdy tylko spojrzała na ukochanego cały jej entuzjazm jakby gdzieś prysł.
- Co się stało – zapytała – siedzisz tutaj taki zmartwiony, pomału zaczynam się o ciebie martwić
- Och Vit – spojrzał na lwicę – naprawdę nie ma się czy martwić, jestem po prostu trochę zmęczony – uśmiechnął się do niej – zobaczysz trochę odpocznę i moja mimika od razu zacznie wyrażać, co innego. Naprawdę martwisz się bez powodu
Lwica jakoś niezbyt miała ochotę mu wierzyć jednak pokiwała tylko głową. Jakoś nie bardzo miała ochotę drążyć temat. Poza tym wiedziała że nawet jeśli by chciała to i tak niczego z Kopy nie wyciągnie. On już taki był i już. Nic nie mogła na to poradzić, więc pozostało jej tylko zaakceptować go takim jakim jest.
- No dobrze – odezwała się po chwili Vitani – to chodź – wskazała na wyjście z jaskini – niedawno wraz z innymi lwicami wróciłam z polowania, udało się dziś upolować dwie antylopy i zebrę
Kopa jak usłyszał o zebrze od razu się oblizał. Od bardzo dawna jej nie jadł, a musiał przyznać że naprawdę ją lubił. Nie czekając więc dłużej wyszedł z jaskini tuż za Vitani. Momentalnie skierował się do miejsca gdzie znajdowała się zdobycz. Na miejscu oprócz kilku lwic była już Kiara, Kovu i kilka lwiątek w tym ukochany podopieczny Vitani. Jak on szczerze nie lubił tego lwiątka. Nie wiedział co go tak od niego odpycha, ale to coś bardzo na niego działało. Przez pewien czas nawet próbował się przekonać do lwiątka, ale jakoś nie był w stanie. Nie czekając zbyt długo Kopa zbliżył się do zdobyczy, oczywiście najpierw przywitał się z Królem i Królową co z tego że była jego siostrą i tak wypadało to zrobić. Gdy już część powiedzmy oficjalną miał za sobą zabrał się za konsumowanie posiłku. Udało mu się złapać porządną część podudzia zebry. Był z tego bardzo zadowolony, a ten posiłek bez mała mógłby uznać prawdziwą ucztą, może nie czymś bardzo wielkim, ale jednak. Dopiero teraz, pierwszy raz od bardzo dawna się uśmiechnął, co nie uszło uwadze Kiary.
- Co tam bracie – zaśmiała się – do zebry to się uśmiechasz a do mnie to już nie – znów się zaśmiała – nieładnie braciszku, bardzo nie ładnie
- Och wybacz – zaczął – ale najwidoczniej zebra ma lepszy dar przekonywania od ciebie, ale tak poza tym – zrobił krótką pauzę – to miło popatrzeć jak i ty się śmiejesz, nie często ostatnio to się zdarza
- No cóż – zaczęła – może i nie często, ale zdarza, poza tym wiesz ile teraz mam na głowie – lew pokiwał na znak aprobaty – a teraz wybacz bracie ale muszę uciekać do swoich spraw

Kiara szybo odeszła zostawiając Kope w towarzystwie lwic które jeszcze nie skończyły swojego posiłku. Co prawda Kopie poprawił się na moment humor, jednak to nie zmieniło faktu iż był czujny i tylko czekał na odpowiedni moment by sięgnąć po koronę. W chwili gdy miał się już oddalić nagle usłyszał huk. Szybko pobiegł w kierunku z którego on dochodził, jednak to co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) Jak pewnie zauważyliście mój styl pisania podczas mojej nieobecności uległ drastycznej zmianie, mam jednak nadzieję że podobnie jak ja uważacie że jest lepiej. Zachęcam do zostawienie opinii i podzielenia się przemyśleniami. Dobra nie rozpisuję się tylko piszę dalej
Pozdrawiam

niedziela, 22 lipca 2018

#32 Chwila ciszy

Zła ziemia tak bardzo przyciągała lwiątka. Nikt nie wiedział, co miała w sobie, ale to może przez tą aurę tajemniczości? Przez wszystkich uczestników tej nieodpowiedzialnej wycieczki przeszedł dreszcz ekscytacji, a stało się to w monecie, gdy przekroczyli kładkę.
- Naprzód przygodo! – Krzyknął Sava, po czym skierował się prosto przed siebie, niezbyt go nawet interesowało czy reszta podąża za nim.
Na szczęście, a może i nie do końca na szczęście pozostałe lwiątka miały trochę więcej w głowie od księcia i postanowiły się nie rozdzielać.  Tak już szli przez dłuższy czas. Jednak nic się takiego nie działo, mijali skały, skały, więcej skał, uschnięte rośliny, więcej uschniętych roślin i nic więcej. Savę zaczęło to już irytować, ponieważ liczył, że znajdzie tu cos ciekawego, a na jego nieszczęście nic takiego tu nie było. Nie chciała się jednak poddać i przyznać, że wyprawa w to miejsce nie miała najmniejszego sensu, bo w końcu jakże on mógłby popełnić błąd. On taki nieomylny. Do tej pory wszyscy byli cicho jednak i pozostałym pomału kończyła się cierpliwość. W końcu Huzuni przerwała ten bezsensowny marsz.
- Sava! Sava stój! - Lewek gwałtownie się odwrócił – gdzie ty nas ciągniesz? Po drodze nie widzieliśmy nic oprócz skał i martwych drzew i szczerze to wątpię by dalej było cos bardziej interesującego
Lewek wydawał się bardzo urażony wypowiedzą cioci. W końcu przecież uraziła jego dumę, a to jest niewybaczalne, gdyby tylko był już królem. Ale nie jest i nie wiadomo czy kiedykolwiek nim zostanie. Według niego to jest obraza jego osoby jednak, co on mógł z tym zrobić? Nic.
- Wiem, co robię – odezwał się po chwili ciszy – poza tym nikt przecież nie kazał ci tu ze mną przychodzić – ostatnie słowa wypowiedział niemal warcząc
- O nie mój drogi! Przesadzasz! – Warknęła – przyszłam tu z wami, bo TY jesteś nieodpowiedzialny i nie można cię na odejść krok byś nie zrobił czegoś głupiego
Już od dawna Sava nie był tak wściekły. Co ona sobie niby myśli żeby mówić do niego w ten sposób. Jak tylko zostanie królem to wszyscy pożałują tej swojej ignorancji względem niego. Bo przecież Kovu nie mógłby podjąć innej decyzji. On i tylko on nadaje się do tej roli, tak przynajmniej mu się wydawało.
- Jak śmiesz! – Warczał – Nie masz prawa tak…
- Ona ma rację – przerwała mu Rumia – naprawdę źle się zachowujesz
Gdy wszystkie oczy zwróciły się w kierunku lwiczki ta nieśmiało się skuliła. Każdy, no prawie każdy stał w tej dyskusji po stornie, po której stała księżniczka oraz Huzuni. Lwiątka naprawdę miały już dość bezsensownej wędrówki. Książę musiał ustąpić i jakoś sobie poradzić z nadszarpniętą dumą. Choć w myślach już planował zemstę jego słowa wyrażały skruchę. No może nie do końca skruchę, ale jednak był to akt poddania się.
- Widzę, że nie mam wyjścia – odparł zrezygnowany – dobrze, wracamy
Wszyscy, no może poza Shetani, która liczyła na rozlew krwi albo przynajmniej jakąś morderczą akcję, byli zadowoleni z tego, iż nareszcie wrócą z tej bezsensownej wędrówki, w którą z własnej woli się wpakowali. W drodze powrotnej na Lwią Ziemię wszyscy bardzo się ożywili. Rozmową nie było końca.
*
Tym czasem na lwiej ziemi Toren siedział pod drzewem i rozmyślał. Zastanawiał się, co zrobić by w końcu wkupić się w łaski króla Kovu. Wiedział, że dotąd dopóki jest młody niektóre sprawy mogą pozostać niezauważone. Co się jednak stanie, gdy dorośnie. Nie wiedział czy któregoś dnia nie zostanie zabity ot tak, bo król stwierdzi, że złamał jakieś prawo, o którym nikt nie miał pojęcia. Jednak im dłużej lewek myślał ty bardziej zdawał sobie sprawę, że to bezsensowne. Przecież, co by nie zrobił i tak będzie tym złym. Nie ważne, że on nic nie zrobił, jak widać dla niektórych liczy się to czyim jest się dzieckiem zamiast tego, jakim ktoś jest. Przykre, lecz niestety prawdziwe. Toren doskonale zdał sobie z tego sprawę, jednak wciąż się łudził, że uda mu się cos z tym zrobić. Zastanawiał się nawet czy nie spróbować dogadać się z Savą, jednak szybko zmienił zdanie po tym, co się stało Malaikiemu. Siedział tak już dość długo, gdy nagle usłyszał jakiś szelest. Postanowił się nie ruszać z miejsca i wciąż nasłuchiwać. Nie minęło kilka sekund, gdy okazał się któż to taki jest sprawcą tego hałasu. By ta nikt inny jak księżniczka Lennia. Czerwony odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że to ona. Jednak zdziwił go fakt, iż lwiczka była wyjątkowo szczęśliwa.
- Cóż się takiego stało – zagadał nieśmiało – cała promieniejesz
- Jestem taka szczęśliwa – pisnęła – jak zapewne wiesz była u Rafikiego – Toren pokiwał głową – poszłam sprawdzić, co z Malaikim zresztą jak zawsze, odkąd, odkąd… zresztą sam wiesz odkąd – lewek znów pokiwał głową – nastawiłam się, że znów zastanę go nieprzytomnego, bo niby, co takiego miałoby się nagle wydarzyć – lwiczka ekscytowała się coraz bardziej z każdym słowem – ja tam zachodzę i wyobraź sobie widzę Malaikiego, który stoi o własnych łapach – Toren wytrzeszczył oczy – ocknął się! Dzisiaj się ocknął! – Krzyczała lwiczka – jestem taka szczęśliwa! Co prawda jeszcze musi zostać u Rafikiego, ale się ocknął, czyli jest już dobrze – piszczała
W tym momencie Torenowi cos przyszło do głowy. Skoro lwiczka mu to powiedziała to nie może być do niego negatywnie nastawiona. Pozostało, więc namówić Malaikiego by to ją wskazał, jako następcę. Wiedział jednak, że to nie będzie takie łatwe, poza tym, jeśli wyszłoby na jaw, że mieszał w tym łapy mogłoby być z nim źle. Dlatego musiał to jeszcze przemyśleć, jednak teraz nie pozostało mu nic innego jak cieszyć się, że w najbliższym czasie nie będzie pogrzebu, a przynajmniej żadnego na ten moment planowanego. Bo faktem, iż nie jeden lew czy lwica spisał już Malaikiego na pewną śmierć, a tu taka niespodzianka.
- Chodź – nagle z zamyślenia wyrwała go Lennia – trzeba mojego ojca poinformować – piszczała zadowolona
- Ale – zaczął czerwony – przecież, ja…
- No cicho już – delikatnie pchnęła lewka – nie gadaj tylko chodź
Toren nie dyskutował już więcej z księżniczką tyko posłusznie skierował się za księżniczką w kierunku Lwiej Skały. Nie wiedział jak ta sytuacja wpłynie na jego wizerunek w oczach Kovu, jednak czy cos złego mogłoby się stać? Poza tym myśli cały czas mu zajmowała postawa księżniczki. Naprawdę nie miał pojęcia, co powinien o niej myśleć. Możliwe było, że księżniczka uznała, że nie jest on nikim złym, no ale cóż, kto wie jak było naprawdę. Myśli tak pochłonęły Torena, że nim się spostrzegł był już na Lwiej Skale dosłownie parę metrów od króla. Lennia radośnie podeszła do ojca. Radość tak bardzo rysowała się na jej pyszczku, że Kovu spojrzał na nią jak poparzony.
- Tato, tatusiu! – Wykrzyczała radośnie – wiesz co się stało? Na pewno wiesz! No zgadnij co się stało! – Piszczała – już dawno nie byłam taka szczęśliwa – aż zaczęła podskakiwać w miejscu – no jak myślisz? Nareszcie mamy powód do świętowania!
Król spojrzał na córkę poważnie. Domyślał się, o co mogło chodzić jednak nie uważał tego za tak świetną nowinę, a przynajmniej, że aż tak bardzo jak Lennia. Miał teraz wiele na głowie, naprawdę dużo się ostatnio działo, o czym oczywiście lwiątka nie miały pojęcia. Postanowił jednak, że nie zaszkodzi mu jak spróbuje poudawać dobrego ojca. W końcu, co mu szkodzi? Wziął głęboki wdech, po czym się odezwał.
- Mogę się domyślać, że to ta sprawa, która ostatnimi czasy spędzała ci sen z powiek – zaczął – domyślam się również, że doszło do jej szczęśliwego rozwiązania. Wiec, jeśli się nie mylę, a jak zapewne ty i wszyscy inny wiedzą ja prawie nigdy się nie mylę chodzi o Malaikiego – lwiczka pokiwała łebkiem za znak aprobaty słów Kovu – więc skoro sprawa dotyczy właśnie jego to znaczy, że nareszcie się ocknął – wydawało się jakby ostanie słowa podkreślił – a skoro nie ma go tu z tobą – zrobił krótką pałę – tylko przyszedł tu ten wywłoka – wyszeptał jakby dla siebie – to znaczy że nadal jest u Rafikiego, a ty zapewne chciałabyś abym go odwiedził, zgadza się? – Lwiczka znów pokiwała łebkiem – w takim razie zajmę się tym tylko później, a teraz, jeśli pozwolisz wrócę do swoich spraw

Gdy tylko skończył swoją wypowiedz od razu oddalił się nie dając córce możliwości, na jaką kolwiek wypowiedz. Lwiczka nie była z tego faktu zadowolona, niestety nie mogła nic z tym zrobić. Jednak nie przejmowała się postawą ojca zbyt długo. W tej chwili była zbyt szczęśliwa, aby zajmować się zamartwianiem. Szybko pożegnała się z Torenem po czy umknęła do swojego ukochanego. Wydawało jej się, że nic nie zepsuje tego szczęścia. Niestety jak złudne były to nadzieje, o czym miała się niedługo przekonać. Teraz jednak nieświadoma tego, co przyniesie przyszłość skakała niemal pod chmury, a tak przynajmniej wydawało się Torenowi, który obserwował księżniczkę jeszcze przez chwilę. Czerwony, jako iż nie był już przedmiotem niczyich zainteresowań postanowił wrócić pod „swoje” drzewo. Po drodze postanowił jeszcze zahaczyć o wodopój gdyż nagle bardzo zachciało mu się pić. W końcu nic dziwnego gdyż dzień był wyjątkowo upalny. Bez większego zastanowienia podszedł do wody, po czym zaczął pić. Zwyczajna czynność, którą wykonuje każdy lew każdego dnia. Cóż ciekawego mogłoby być w zwykłej rutynie. Czerwony jako jeden z nielicznych lubił taką rutynę pozwalała mu się odprężyć. Gdy podniósł łebek znad wody nie wiadomo, dlaczego spojrzał w stronę polujących lwic, które z oddanie wykonywały swoją rolę w stadzie. Wszystkie harmonijnie ze sobą współpracowałyby osiągnąć wspólny cel. Wydawało się, że wszystko działa w idealnym porządku. To właśnie takie momenty Toren uważał za wspaniałe. Momenty, gdy wszystko tworzy jedną wspólną całość bez żadnej skazy, w takich właśnie chwilach czół się tak dobrze jak wtedy, gdy jego matka żyła. Myślami zaczął wracać do swojego życia na Czerwonej Ziemi do czasów sprzed wojny. Wydawało mu się to tak odległe jakby wydarzyło się kilka epok temu, a jednak było to całkiem niedawno. Na wspomnienie tamtych czasów z jego oczu zaczęły płynąć łzy. W tamtej właśnie chwili uświadomił sobie, że to wcale nie Król Kovu jest jego największym wrogiem. Nie, w końcu on zabrał mu tylko ojca. Toren wiedział, że kiedyś w przyszłości o ile jej dożyje przyjdzie mu się zmierzyć z tym, co zabił jego matkę oraz połowę stada, z tym, który zmusił jego ojca do szukania pomocy na Lwiej Ziemi, z tym, który sprowadził na niego taki los.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) Tak wiem że ostania notatka była rok temu, ale mam nadzieję że są tu tacy którzy jeszcze we mnie nie zwątpili. Nie chcę nic obiecywać ale być może wrócę do regularnego pisania, więc do następnego...

Pozdrawiam