Lew popatrzyła na nią groźnie. Miał swoje powody by czekać. Na Lwiej Ziemi była coraz gorzej, a czas działał na jego korzyść. Tłumaczył to już lwicą wiele razy, ale najwidoczniej one tego nie rozumiały. To on tu był przywódcą więc nawet nie pofatygował się by odpowiedzieć tylko odszedł w kierunku swojego legowiska ukrytego za jedną ze skał.
*
Tym czasem w swoim królestwie Kovu wylegiwał się w jaskini. Nieświadom nawet gdzie podziewa się jego potomstwo, a oni mieli naprawdę zuchwały plan, a raczej Sava go miał. Maluchy bowiem postanowiły pozwiedzać Złą Ziemię. Miejsce odwiecznego zainteresowania i ciągłych kłopotów. Tak się akurat składa że książę miał ich już wystarczająco dużo, ale najwyraźniej się tym nie przejmował, bo jak to on stwierdził musi w końcu ,,odreagować". Jednak był jedne problem.
- wiem kim jesteś! - wykrzyczał Sava - Przecież nie zapomniałem co zrobiłem, nie pozwalasz mi nawet przez chwilę o tym nie myśleć. Ciągle tylko jest Malaiki, Malaiki i Malaiki
- czego ty jeszcze narzekasz! Jesteś głupi i tyle! - warknęła Lennia - Zamiast narzekać okazał byś odrobinę skruchy
- a niby co ja robię? Że chcę na chwilę o tym zapomnieć, to taka wielka zbrodnia? Myślisz że nie przeżywam tego co zrobiłem? Myślisz że mi jest łatwo? Patrzeć nie mogę na Shetani...
- Ej! - warknęła wywołana - mnie w to nie mieszaj
- że niby co? - oburzył się czarny - a czyja to wina?
- może twoja? - odburknęła Lennia - zganiasz na niewinną lwice swoje przestępstwa
- bo to jej wina! Poza tym nie nazywaj tego tak, sroce piór z ogona nie wyrwałem. A poza tym...
Sava przerwał w pół zdania bo nagle poczuł w ustach krew spływającą z jego czoła. Nie pierwszy jaz jej smakował, ale za każdym razem stwierdzał że ma w istocie paskudny smak. A gdy już określił smak tego życiodajnego płynu dotarła do niego skąd się wziął. To jego ukochana siostrzyczka, która tak do złudzenia przypominała z wyglądu matkę potraktowała go swoimi świeżo wypolerowanymi pazurkami. Które teraz pomimo iż rana zadana księciu nie była głęboka ociekały krwią.
- jak ty... - zaczął czarny i już gotował się do oddania ciosu - jak ty.. ty... ty...
- co ja - warczała oprawczyni gotowa do obrony - co? no czego ty chcesz? Mnie też skrzywdzisz?
- a co jeśli tak? Myślisz że tego nie zrobię?
- Przekonajmy się!
Brat i siostra zaczęli szykować się do walki. Jeszcze chwila, jeszcze moment. Zaraz rodzeństwo, następcy, dzieci jednych rodziców rzucą się sobie do gardeł. Jedno drugiego wykończy. Jedno zniweczy przyszłość drugiego. Któreś z nich nigdy już więcej nie ujrzy słońca, nie pójdzie na polowanie, nie pobawi się z berka, nie zje antylopy, ani zebry, nie usłyszy śpiewu ptaków, nie zobaczy rodziców, nie wytarza się w trawie, nie pozna nikogo nowego, nie porozmawia z dziadkiem, ani nie usłyszy już nigdy więcej jego historii, nie pobawi się już z nikim, nie będzie miało szansy do tronu. A nie to ostatnie to oboje bo kto by chciał na tronie mordercę. Zaraz chwila... przez taką błahostkę zniszczą swoje życie. Co zwycięzca zrobi? Kim będzie? Sam ucieknie, a możne zostanie wygnany? Co pomyślą Kovu i Kiara? Co się wtedy stanie? Pewne jest że to co się stanie, nie powinno mieć prawa bytu. Nigdy! Ale jednak własnie od czegoś takiego jesteśmy o krok. Dwoje potomków Kovu i Kiary patrzy na siebie teraz morderczo pragnąć skosztować krwi drugiego oraz pałaszować się jego śmiercią. Nim to jednak nastąpi okrążają siebie wzajemnie, szczerząc kły i wysuwając swoje małe pazurki. Oboje wiedzą co planują, ale chyba nie zdają sobie sprawy jakie to konsekwencje niesie za sobą. Nawet przez moment żadnemu nie przeszła przez mysl smutna wizja życia na wygnaniu zdala od wszystkich na których im zależy. Kovu na pewno by kazał zabójcy odejsć, nie zwracając uwagi na fakt iż to jego dziecko. Bo niby dlaczego? Młode zabiło drugie młode. Jedno jego i drugie również. Więc na pewno by sie nie powstrzymywał. Ale Lenni i Savie najwyraźniej to nie obchodzi, bo nadal krążą dookoła powarkując groźnie. Teraz dosłownie sekundy dzieliły ich od walki. A Shetani nawet czeła odliczać w myslach.
- 20, 19, 18, 17, 16, przydałby sie jakich popcorn - myslała - 15, 14, 13, tylko skąd go wziąsc, 12, 11, 10, liczę na Lennie, 9, 8, 7, należy się Savie za to co mi zrobił, 6, 5, 4, 3, 2, i...
-STOP!!!!!!!!!!!!!!!!!!STOP!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!STOP!!!!!!!!!!STOP!!!!!!!!!!!!!STOP!!!!!!!!!!!!
Nagle rozległ się tak głosny ryk że wszyscy zwrócili się w jego kierunku, a czarny i brązowa nagle stracili sobą zainteresowanie. Przez dłuższy moment nikt nie był wstanie zrozumieć co się stało. To wszystko działo się tak szybko. Shetani wydała z siebie nawet cichy pomruk niezadowolenia, które wywołało przerwanie bardzo interesującej walki. Cisza trwała, ale nikt nie odważył się jej przerwać. Bezdźwięczny moment coraz bardziej się wydłużał, a na dodatek niektórym zaczął on dzwonić w uszach. Trwało to i trwało i mogła by trwać nadal gdyby nie Rumia.
- no na co się tak patrzycie? - zaczęła nieśmiało - ktos musiał cos zrobić. Sava, Lennia. Jesteście dla mnie bardzo ważni nie chciałabym stracić któregokolwiek z was
Lwiaki czym prędzej zawstydzone spuściły głowy. W jednej chwili dotarło do nich co mieli zamiar zrobić.
- nie powiem nic rodzicom - znów zaczęła - ale pod jednym warunkiem...
Wszystkie oczy znów skierowały się na różową. Ale teraz gdy emocje prawie całkowicie już opadły najmłodsza trochę się zawahała. Nie lubiła przebywać w centrum uwagi. To nie była jej bajka, jednak co zaczęła musiała skończyć.
- wyświadczycie mi pewną przysługę - prawie wyszeptała - ale jaką to powiem wam później. A co do naszej wyprawy to proponuję by ci którzy mają na nią chęć po prostu tam poszli, a jesli ktos nie chce to może zostać. Co wy na to?
Rumia przemawiała niczym królowa, tyle że to brzmiało raczej jakby słowa monarchini wypowiadała otoczona antylopa bez szans na ucieczkę, która jednocześnie jest świadoma że to ona będzie dzisiaj kolacją. Jednakże młoda lwiczka miała w sobie ziarenko tego czegos. Potrafiła przekalkulować cała sytucację na spokojnie w przeciwieństwie do swojego rodzeństwa. Teraz nie było powodu do kłótni, znikł nagle niczym mgła. Pomimo krwawiącej rany Sava uspokoił się dosć znacząco. Młodzieniec wzioł głęboki wdech po czym powiedział, a raczej wykrzyczał
- to w takim razie kto idzie? Jesli nie chcecie proszę bardzo, nikt nie musi isć, ale...-na chwilę przerwał- później nie miejcie pretensji że straciliście dobrą zabawę
Lwiaki tylko popatrzyły po sobie, jakby nie wiedząc co powiedzieć. Na ich szczęscie, a może nie? Sava wcale nie chciał słuchac tego co mają do powiedzenia. Po prostu odwrócił się i zaczoł powoli isć w stronę Złej Ziemi. Kto wie ile czasu by zajeło lwiątką zorientowanie się w sytuacji gdyby ku zdziwieniu wszystkich, Huzuni... ta ułożona i grzeczna lwiczka... ona po prostu ruszyła za Savą. W slad za nią ruszyła Shetani oraz Rumia, a po chwili wachania dołączyła do nich Altania. Gdy maluchy oddaliły się już znaczący kawałek również Mazuri ruszył w obranym przez nich kierunku. Tak że na miejscu zostali tylko Toren i Lennia. Jednak ani jedno, ani drugie nie miało zamiaru tam isć. Co prawda oboje zostali z roznych powodow, ale to nie miało znaczenia. Ważne że zostali, jednak nie mieli zamiaru spędzać razem czasu. Dlatego po niezbyt długiej chwili postanowili się rozejsć. Lennia do rafikiego, zas Toren ruszył w kierunku drzewa, niezbyt dużego, ale Toren je lubił i często tam przebywał, dlatego tam własnie ruszył. Nikt jednak nie spodziewał się że każda z drug którą obrali tego dnia tak na nich wpłynie.
- 20, 19, 18, 17, 16, przydałby sie jakich popcorn - myslała - 15, 14, 13, tylko skąd go wziąsc, 12, 11, 10, liczę na Lennie, 9, 8, 7, należy się Savie za to co mi zrobił, 6, 5, 4, 3, 2, i...
-STOP!!!!!!!!!!!!!!!!!!STOP!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!STOP!!!!!!!!!!STOP!!!!!!!!!!!!!STOP!!!!!!!!!!!!
Nagle rozległ się tak głosny ryk że wszyscy zwrócili się w jego kierunku, a czarny i brązowa nagle stracili sobą zainteresowanie. Przez dłuższy moment nikt nie był wstanie zrozumieć co się stało. To wszystko działo się tak szybko. Shetani wydała z siebie nawet cichy pomruk niezadowolenia, które wywołało przerwanie bardzo interesującej walki. Cisza trwała, ale nikt nie odważył się jej przerwać. Bezdźwięczny moment coraz bardziej się wydłużał, a na dodatek niektórym zaczął on dzwonić w uszach. Trwało to i trwało i mogła by trwać nadal gdyby nie Rumia.
- no na co się tak patrzycie? - zaczęła nieśmiało - ktos musiał cos zrobić. Sava, Lennia. Jesteście dla mnie bardzo ważni nie chciałabym stracić któregokolwiek z was
Lwiaki czym prędzej zawstydzone spuściły głowy. W jednej chwili dotarło do nich co mieli zamiar zrobić.
- nie powiem nic rodzicom - znów zaczęła - ale pod jednym warunkiem...
Wszystkie oczy znów skierowały się na różową. Ale teraz gdy emocje prawie całkowicie już opadły najmłodsza trochę się zawahała. Nie lubiła przebywać w centrum uwagi. To nie była jej bajka, jednak co zaczęła musiała skończyć.
- wyświadczycie mi pewną przysługę - prawie wyszeptała - ale jaką to powiem wam później. A co do naszej wyprawy to proponuję by ci którzy mają na nią chęć po prostu tam poszli, a jesli ktos nie chce to może zostać. Co wy na to?
Rumia przemawiała niczym królowa, tyle że to brzmiało raczej jakby słowa monarchini wypowiadała otoczona antylopa bez szans na ucieczkę, która jednocześnie jest świadoma że to ona będzie dzisiaj kolacją. Jednakże młoda lwiczka miała w sobie ziarenko tego czegos. Potrafiła przekalkulować cała sytucację na spokojnie w przeciwieństwie do swojego rodzeństwa. Teraz nie było powodu do kłótni, znikł nagle niczym mgła. Pomimo krwawiącej rany Sava uspokoił się dosć znacząco. Młodzieniec wzioł głęboki wdech po czym powiedział, a raczej wykrzyczał
- to w takim razie kto idzie? Jesli nie chcecie proszę bardzo, nikt nie musi isć, ale...-na chwilę przerwał- później nie miejcie pretensji że straciliście dobrą zabawę
Lwiaki tylko popatrzyły po sobie, jakby nie wiedząc co powiedzieć. Na ich szczęscie, a może nie? Sava wcale nie chciał słuchac tego co mają do powiedzenia. Po prostu odwrócił się i zaczoł powoli isć w stronę Złej Ziemi. Kto wie ile czasu by zajeło lwiątką zorientowanie się w sytuacji gdyby ku zdziwieniu wszystkich, Huzuni... ta ułożona i grzeczna lwiczka... ona po prostu ruszyła za Savą. W slad za nią ruszyła Shetani oraz Rumia, a po chwili wachania dołączyła do nich Altania. Gdy maluchy oddaliły się już znaczący kawałek również Mazuri ruszył w obranym przez nich kierunku. Tak że na miejscu zostali tylko Toren i Lennia. Jednak ani jedno, ani drugie nie miało zamiaru tam isć. Co prawda oboje zostali z roznych powodow, ale to nie miało znaczenia. Ważne że zostali, jednak nie mieli zamiaru spędzać razem czasu. Dlatego po niezbyt długiej chwili postanowili się rozejsć. Lennia do rafikiego, zas Toren ruszył w kierunku drzewa, niezbyt dużego, ale Toren je lubił i często tam przebywał, dlatego tam własnie ruszył. Nikt jednak nie spodziewał się że każda z drug którą obrali tego dnia tak na nich wpłynie.
*
Gdzies w oddali tam gdzie nie sięga wzrok mieszkanców Lwiej Skły stała lwica. Dobrze wszystkim znana. W końcu to ona namieszała w życiu władców. Teraz była ona już w całkiem widocznej ciąży i zbliżała się do rozwiązania. Spoglądała smutno na ten teren sawanny. Wiedziała co chce zrobić, niestety teraz mogła tylko czekać. Oba maleństwa na których opierała wszystko były jeszcze nie gotowe, było za wczesnie. Jednak ona cały czas monitorowała co się działo na Lwiej Ziemi. Teraz wlasnie czekała na zwiadowcę. Nie niecierpliwiła choć czas mijał jej dosć wolno. Ona nie była jak inne lwice. Była zrodzona do takich rzeczy, a do tego dochodziło jeszcze wychowanie. Czas mijał, mijał, mijał, ciągnął się i ciągnął. Nie wiadomo jak długo czekała, ale była cierpliwa. Wiedziała że jej się to opłaci. Po bardzo, a to bardzo długie chwili. Usłyszała szelest. Doskonale wiedziała kto to, dlatego ie zlękła się.
- pani - lew delikatnie się przed nią skłonił - jest tak jak myslałas
- ile nam zostało? - zapytała podenerwowana
- wystarczająco- lew rozejrzał się wokół siebie - nasz król jest silniejszy niż się wydaje, ale wciąż jest niegotowy, a my...
- wiem - urwała mu krótko - już chyba czas wracać - spojrzała na towarzysza dając mu znak by ruszył do miejsca z którego przybyli
*
Tymczasem gromadka lwiątek zdążyła już dojsć do przejscia którym można było się dostać na Złą Ziemię. Przejcie nic się nie zmieniło od czasu gdy to Kiara postanowiła wybrac się na przechadzkę. Nadal było niebezpieczne, a na około pływały krokodyle. Maluchy stały w obliczu nieznanego. Sava prawie dopiął swego. Wystarczyło tylko przejsć po kładce i zaczynała się przygoda... przygoda której pragną...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wróciłam! Wiem że notatka dosć krótka, miała byc dłuższa, ale nie miałam za dużo czasu, a chciałam wam to już wrzucić. Teraz wracam na całego.
Pozdrawiam :)