środa, 23 grudnia 2015

#23. Ostatnie zadanie

Dwa dni później:
Było bardzo wcześnie, słońce jeszcze nie wzeszło, a już jedna z lwic nie spała. W dodatku wyszła z jaskini i ruszyła w kierunku brylantowej ziemi. Było jeszcze bardzo ciemno więc przemieszczała się ostrożnie i powoli. Droga bardzo ją męczyła. Lwica co pewien czas słabła, jednak nie mogła sobie pozwolić na odpoczynek musiała czym prędzej dostać się na miejsce. Było to bardzo ważne, ponieważ lwica nie była w stanie tego dłużej ciągnąć. Choć zdawała sobie sprawę że to nie od niej zależy, jednak musiała się postawić mimo konsekwencji. To było bardzo istotne. Zwykle wymykała się nocą i łamała przy tym bardzo ważną zasadę, teraz jednak wyszła z jaskini tuż przed świtem. W dużej mierze było to spowodowane słabym (na obecną chwilę) stanem zdrowia, ale również strachem. Który przeobrażał się w paniczny lęk. Bała się ona straszliwie śmierci, wcześniej widziała w niej wybawienie w najgorszej sytuacji, a teraz wszystko się zmieniło. Nie tylko to uległo w niej zmianie również straciła swoją obojętność i zaczęła bardziej przejmować się uczuciami swoimi jak również innych. Stała się również wytrwała i silna. Jednak jej siła nie przejawiała się w walce tylko w uczuciach, oraz trudnych sytuacjach. Smutek prawie całkiem wygnała ze swej natury. Choć myśl o rodzinie nadal doprowadzała ją do łez. Bardzo tęskniła za krewnymi, a szczególnie za matką. Luna nigdy nie zapomniała tych chwil spędzonych razem. Jej uśmiechu, szarego futra z białym uchem. Czasu spędzonego na polowaniu, tych wszystkich rad. Opowieści, tych opowiadanych przed snem i tych na pocieszenie. Pamiętała jej dobroć i ogromne akty wybaczenia. Te twarze lwów i lwic którym darowano życie, te uśmiechy lwiątek którym zwrócono matki. Słowa otuchy, kierowane do wszystkich. Majestatyczną jaskinie w której spała wraz z swoim mężem i ojcem Lunny. Długie spacery oraz lekcje panowania. Szara lwica pamiętała również nie tylko dobre chwile ale również złe. Wszystkie oczy wygnańców, wszystkie kary. Każdą łzę wylaną z jej i sióstr winy. Brak czasu na wspólne rozmowy. Choroby oraz osłabienia. Luna pamiętała to wszystko. Były to dla niej bardzo ważne wspomnienia, cenniejsze niż miłość, życie, potomstwo (lwiątka), władza, wolność, niezależność, wiedza, zdrowie, rozsądek, szacunek i wszystko inne co jest ważne. Zostały bowiem jej tylko one. Matki nie widziała wiele lat, nawet nie wiedziała czy ona nadal żyje. Bardzo pragnęła jeszcze kiedyś z nią porozmawiać, pośmiać się, posłuchać jej głosu. Wiedziała jednak że jeśli jej rodzicielka dowiedziała się co ona robi nie była by zadowolona. Lunna sama z siebie nie była zadowolona, ale niestety nie miała wyjścia. Kolejnym powodem do gardzenia sobą było, wykorzystywanie swoich niezwykłych umiejętności (darów) do złych rzeczy. Lwica była bardzo niezadowolona z tego powodu, niestety ona sama nie mogła o sobie decydować. Jej los spoczywał w rękach Dionera, więc również jej zachowanie, gesty, mimika pyska, rozmowy zależały od niego. Lwica była zmuszona do całkowitego uzależnienia od króla Brylantowej Ziemi. Co zmuszało ją do bycia niesamodzielną. Teraz podążała jednak by uwolnić się od ubezwłasnowolnienia. Dobrze znana droga była teraz dla niej znacznie trudniejsza, z powodów zdrowotnych. Drogę która zwykle pokonywała w kilka minut, teraz pokonała w ciągu kilkudziesięciu. Była wyjątkowo wolna, a czas nie był jej sprzymierzeńcem. Szła, a tak właściwie wlokła się bardzo ociężale. Wyglądała nie najlepiej. Jej szare futro było płowe, a jej niebieskie oczy wydawały się być jakby za mgłą. Lunna po cichu płakała. Dlaczego? To wiedziała tylko ona. Czas płyną niemiłosiernie szybo, za szybko. Ranek był już blisko, a ona nie była nawet jeszcze w połowie drogi. Wyjątkowo całą drogę zajmowały jej rozmyślania. Myślała o... przeszłości, dawnym życiu, a przede wszystkim o rodzinie. To ostatnie był zarazem najboleśniejsze jak i najszczęśliwsze. Trudno określić jak tak naprawdę się czuła. Nie był bowiem ani smutna, ani szczęśliwa, ani tym bardziej obojętna. To co czuła to coś pomiędzy smutkiem a radością. Cos niewyobrażalnie radosnego, ale zarazem bardzo smutnego. To tak jakby niespełniona miłość, ale dużo silniej oddziałująca. Próba przywrócenia tego co stracone, powrót zapomnianych wspomnień które nigdy nie znikły, a jedynie zaginęły gdzieś daleko. Ciągle próbowała, ale... na tym się kończyło. Minęło bowiem już tyle lat. Nagle Lunna zboczył z trasy i weszła na ścieżkę prowadzącą za Cmentarzysko Słoni. Jednak nie wchodziła na jego teren a jedynie je omijała. Lwica po wkroczeniu na nią jakby zyskała nadprzyrodzona silę. Nie była już osowiała pędem popędziła przed siebie. Wydawało się że nie wie gdzie biegnie, że postanowiła uciec od tego wszystkiego, tak jednak nie było. Doskonale wiedziała dokąd biegnie, na jej pysku pojawił się uśmiech. Taki jakiego nikt z Lwioziemców, Brylantoziemców czy Złoziemców nigdy w życiu nie widział. Pędziła jak oszalała nie zwracając uwagi na nic, niestety na ścieżce leżał kamień którego Lwica nie zauważyła. Potknęła się i poturlała parę metrów mocno przy tym się obijając. Na szczęście nie uderzyła głową o kłodę która leżała tuż przed nią. Lunnę strasznie rozbolał brzuch, ale nie to było najgorsze. Znacznie gorsze było to że zrozumiała ona jak głupia była że wo gule wkroczyła na tę ścieżkę. Teraz musiała jak najszybciej wrócić na ścieżkę i dotrzeć do Brylantowej Ziemi. Wiedziała że to jest bardzo niemądre w jej obecnej sytuacji, jednak nie mogła inaczej. Zebrała w sobie resztki sił i ruszyła do królestwa Dionera. Po drodze już nie myślała o niczym tylko o jak najszybszym dotarciu na miejsce. Jednak ból utrudniał jej dodatkowo drogę. Była jednak w zbyt dużym... szoku, trwodze, załamaniu by tym się przejmować. Dodatkowego stresu dodał jej fakt iż słońce zaczęło wychodzić już ponad widnokrąg. Lunna wzięła głęboki wdech, rozejrzała się dookoła i zaczęła gnać. Mimo iż nie miała siły biegła coraz szybciej i szybciej. Po dłuższym czasie w końcu udało się dotarła do granicy jednak ku jaj zdziwieniu Dionera tam nie było. Bardzo się zdziwiła, ponieważ miał on tu na nią czekać. To własnie przez niego pędziła tu, pomimo iż nie miała sił. Lwica bardzo się zdenerwowała, ale nie mogła zmienić obecnej sytuacji. Odwróciła się aby odejść. Jednak kiedy to uczyniła coś mignęło w trawie. Usłyszała jakiś szelest, zwróciła się więc w tym kierunku. Nagle ku jej zdumieniu ukazał się król Brylantowej Ziemi. Nie wyglądał on na zadowolonego, a raczej na wściekłego. Na jego pysku malował się gniew, jednak mimo to szyderczo się uśmiechał. Zbliżył się do Lunnu i spojrzał jej prosto w oczy. Pokręcił głową i pomruczał pod nosem. W końcu podniósł łapę i już miał uderzyć podwładną, jednak zatrzymał się i tylko posłał jej karcące spojrzenie. Lwica wystraszyła się jednak wiedział że tym razem nie odpuścić. Musiała w końcu zakończyć ten koszmar. Sekundy zaczęły mijać niemiłosiernie wolno. Zapadła nieprzenikniona cisza. Tak głęboka i tak mroczna ze żadne żyjące stworzenie nie odważyło się jej przerwać. Wydawało się że każdy oddech jest niczym grzmot pioruna podczas burzy. Po dłuższym czasie Dioner przerwał ten "Hałas".
- Spóźniłaś się - rzekł
- Tak... wiem.. przepraszam - wysylabizowała Lunna
- Na szczęście... twoje szczęście... mam dziś dobry humor. A więc powiedz czy są jakieś problemy?
- Nie, ale...
- Co, ale? - przerwał jej
- Ja chcę to już zakończyć! - odrzekła stanowczo
Króla Brylantowej Ziemi bardzo zaskoczyło to co powiedziała jego podwładna. Momentalnie znikł z jego pyska ironiczny uśmieszek. Można było zauważyć że nie był rad z zaistniałej sytuacji. w jego głowie zaczęło krążyć mnóstwo pytań. Nie miał pojęcia co odpowiedzieć, nie chciał jeszcze tego kończyć, jednak doskonale zdawał sobie sprawę ze skoro Lunna powiedziała "STOP" to długo już nie da rady utrzymywać Kovu w swoich łapach. Musiał szybo wymyślić jak doprowadzić czyn do końca. Nie było to nawet dla niego takie łatwe, gdyż planował inaczej to pociągnąć. Jednak w obecnej sytuacji, choć to do niego nie podobne postanowił, posłuchać prośby (on odebrał słowa Lunny jako prośbę) podwładnej. Położenia w jakim się znalazł nie było łatwe, był całkiem zdezorientowany, pomimo iż jeśli by chciał mógłby ciągnąc to dalej. Jednak w tedy naraziłby się na niepowodzenie, a postanowił sobie że Kovu nie wymknie mu się kolejny raz. Król Lwiej Ziemi już wiele razy otarł się o śmierć, ale zawsze udało mu się przeżyć. Dioner ciągle knuł i wymyślał nowe sposoby pozbycia się go, a ten w którego był w trakcie był prawie doskonały dlatego ta drobna zmiana planów nie mogła tego zmienić. Na ogół Brylantoziemcy łatwo się denerwują i popadają w amok. Ich król nie był wyjątkiem, dlatego tak trudno mu było sobie poradzić w sytuacji pod presją w jakiej własnie się znalazł. Nerwowo zaczął krążyć dookoła, chodził tu i tam warcząc przy tym na każdy krzak, kamień i wszystko inne co tylko było w pobliżu, baz wyjątku. Jego pomysły były chaotyczne i wręcz skazane na niepowodzenie. W końcu usiadł i zaczął wykrzesać resztki pomysłów. Niepowodzenie było bliskie ale on nie dopuszczał go do siebie. Myślał dłuuuugo, stanowczo za dłuuuugo. W końcu coś go olśniło i już miał się odezwać, ale nagle usłyszał jakiś szelest. Spojrzał groźnie w tym kierunku i zobaczył... lisa. Ale nie byle jakiego. Był to sam Kalemin, szpieg i nadzorca Lunny. Dioner spojrzał na niego tylko pól okiem i wrócił do "rozmyślań" jeżeli tak to można nazwać. Jego pomysły były bowiem albo nierealne, albo głupie. On jednak nie do końca zdawał sobie z tego sprawę, lecz uznawał je za mało... przydatne lub skazane na niepowodzenie. Po chwili przypomniał sobie porażkę Sziry oraz jej "cudowną" truciznę i jej następstwa zakończone porażką. To zainspirowało go do chaotycznego pomysłu.
- Lunna - zwrócił się do lwicy
- Tak? - zapytała
- Znasz się na truciznach?
- Chyba nie rozumiem, ale tak znam się kiedyś Riki...
- Nie obchodzi mnie to, dla mnie ważne jest to że się na nich znasz
- Przepraszam że się wtrącę, ale czy to rozsądne? - powiedział Kalemin
Dioner spojrzał na niego groźnie, a lis podwiną ogon, spuścił głowie i zamilkł. Lis poczuł się urażony, ale tego nie okazywał, a tak właściwie to nie mógł bo król Brylantowej Ziemi były jeszcze bardzie zły niż jest. Pomruczał jedynie coś pod nosem. Po krukiem przerwie władca Brylantoziemców znowu zwrócił się do lwicy.
- Potrzeba jest trucizna dla Kovu!
- Tylko jaka? - zapytała
- Silna i jakaś która można przenieś na sobie oraz powodująca powolną i bolesną śmierć
Lunna usłyszawszy słowa Dionera bardzo się zasmuciła, pomimo iż wiedziała że ma zabić Kovu. Wiedziała również że jej pan jest okrutny, ale nigdy nie przyszło by jej na myśl ze aż tak. Nie chciał śmierci króla Lwiej Ziemi jednak nie miała wyboru. Nie mogła nic zrobić, jedynie być posłuszna. Tyko tyle i aż tyle. Lunna wzdychała głęboko, ale wciąż stała w miejscu. Spojrzała potulnie na króla Brylantowej Ziemi, lecz on tego nie odwzajemniał. Patrzył na nią, jednak jego wzrok próbował mimo wszystko jej unikać. W około trwała cisza, bez przerwana. Nagle Dioner rzekł:
- Znasz taką?
- Wydaje mi się że tak, ale nie łatwo ją znaleźć - odparła Lunna
- No dobrze, a więc masz czas do jutrzejszego południa, to właśnie wtedy zadaszenie Kovu cios który go zabije... ale musisz to zrobić na oczach wszystkich
Dioner odwrócił się i odszedł, Kalemin też gdzieś zniknął. Lwica została całkiem sama. Samiusieńka wraz ze swoimi problemami i swoim sumieniem, z którym aktułalnie toczyła zacięty boj o to co powinna zrobić. Nie zgadzała się bowiem w tej sytułacji nie tyle z Królem Brylantowej Ziemi co sama ze sobą. Bardzo nie chciała śmierci Kovu, ale z drugiej strony gdy tego nie zrobi zginie ktoś inny. Podczas gdy Lunna biła się z myślami Lwioziemcy odpoczywali nad wodopojem. Tego dnia byli tam wszyscy, co nie zdarza się często. Dorośli spędzali czas na rozmowie, a lwiątka ku zdziwieniu wszystkich odpoczywały w cieniu traw. Tego dnia nie miały siły na zabawę, ale prowadziły ożywioną rozmowę, wszystkie za wyjątkiem Torena. Nie czuł się on tu dobrze, całe dnie chodził sam i był smutny. Bardzo brakowało mu ojca. Najgorsze było jednak to że obwiniał siebie za to co się stało, oraz nie dokończył tego co zaczęli razem z ojcem. nie miał odwagi rozmawiać z królową. Wydawało mu się że jest całkiem sam. Teraz leżał na kamieniu i starał się nie zwracać uwagi na resztę lwiątek, jednak coś nie dawało mu spokoju, a raczej ktoś. Gdy widział szczęśliwe pyszczki swoich "kolegów i koleżanek" łzy napływały mu do oczu. Nie mógł zrozumieć dlaczego tak wszystko się potoczyło. Nagle coś w krzakach zaszeleściło. Dorośli nie zwrócili na to uwagi, lecz lwiątka ochoczo poderwały się z miejsca, a ponieważ bardzo się zaciekawiły wpadły na pomysł sprawdzenia co to. Ostrożnie więc weszły w gęstą trawę. Nawet Toren postanowił z nimi iść. Błądziły wśród traw dość długo, ale niczego co by mgło wywołać szelest nie znalazły. Były bardzo zawiedzione, a najbardziej Sava. Książę bardzo się rozczarował i nie miał zamiaru tego ukrywać.
- Beznadzieja! Nic nie znaleźliśmy! - powiedział zły Sava
- Nie przejmuj się tak, braciszku - odrzekła Lennia
- Nic się takiego nie stało - powiedziała Malaiki
- Macie rację, przynajmniej nikogo nie zawiedliśmy - powiedział książę
Na te słowa Torenowi zebrało się na płacz, a ponieważ nie chciał by ktoś o tym wiedział czym prędzej uciekł. Nie wiedział dokąd, ale wiedział ze chce być jak najdalej "książęcej paczki". Lwiątka nie przejęły się jego oddaleniem się, a ponieważ im się nudziło zaczęły się bawić. Tylko Rumia niebyła z tego zadowolona, lecz nie zareagowała. Syn wyrzutka biegł na oślep nie zwracając na nic uwagi,po dłuższym czasie zmęczył się i usiadł pod jakimś drzewem. Siedział tam dość długo i myślał. O czym? O tym co się stało i co by się stało gdyby wraz z ojcem nie przybyli na Lwią Ziemię. Dumałby pewnie dalej gdyby nie wpadła w niego jakaś lwica, a był nią nie kto inny tylko Lunna.
- Ciocia? - zapytało lwiątko
Lwica popatrzała na niego przez chwilkę i odeszła bez słowa, zostawiając lwiątko w lekkim szoku. Zmierzała ona nad wodopój po potrzebne zioła do trucizny. Teraz już była pewna że jutro to zrobi, nie miała innego wyjścia. Kiedy jednak znalazła się na miejscu, zaskoczył ją tłok, panujący nad wodopojem. Było za dużo świadków więc nie mogła zabrać się za "zbiory". Postanowiła chwilę poczekać, a przy okazji odpocząć. Zdawała sobie jednak sprawę że straci dużo czasu i będzie musiała to nadrobić nocą, jednak w obecnym położeniu niewiele mogła zrobić.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się podobało :) Wybaczcie że baz obrazkow, ale mialam awarie komputera i straciłam wszystkie dane, więc nie moge teraz dodać, ale jak juz wszysko doprowadzę do normy to dodam jakis obrazek. Co do konkursu jak widać go nie chcecie bo pod notatką 22 widzę tylko 5 komentarzy. A ponieważ zbliżają się swięta to zyczę Wesołych Swiąt. Mam do was pytanie odnosnie czcioni jaką chcecie
abc
abc
abc
abc
Notatka tym razem trochę dłuższa, ale czy wam się podobało? To już wasze zdanie.
Blogerka